poniedziałek, 25 czerwca 2012

Pac, pac, pac...

Założę się, że większość z Was (bo nie chcę ryzykować stwierdzenia, że każdy) miał w swoim życiu sytuacje, w której to jedna osoba rozmawia przez telefon, a druga ją rozśmiesza. Mogliście być zarówno jedną jak i drugą stroną,a rozmowa nie musiała być koniecznie telefoniczna, ale ja zamierzam się na takiej właśnie skupić.
Pewnie domyślacie się już, że to ja rozśmieszałam mojego K. kiedy On prowadził jakąś ważną rozmowę. Być może myślicie też, iż starannie to uknułam, ale to wszystko jest prawdą tylko po części. Nic nie planowałam, nie główkowałam, wyszło samo z siebie dla zabawy i zaczepki, nie miałam nawet na myśli tego żeby dostać lanie.
Sprawa wyglądała bardzo prosto; K. rozmawiał z kolegą przez telefon, coś tam ustalali, a ja krzątając się po kuchni i łazience, przedrzeźniałam Go i rozśmieszałam. Panowie nie nabierajcie tyle powietrza i nie oburzajcie się jakbyście to mi nie wlali za takie denerwowanie, bo pękniecie :) W takiej sytuacji są dwa wyjścia: albo ktoś nie będzie w stanie powstrzymać się od śmiechu, albo się wkur...zy. W Naszym przypadku była to pierwsza opcja. Nie wytrzymywał, obracał się żeby mnie nie widzieć, śmiał się do telefonu, po czym tłumaczył się, że "nic, nic" albo, że "coś zobaczył" :) Skończył rozmawiać, a ja chwilę po tym weszłam do pokoju. Hmmm stoi przede mną i coś chowa z tyłu. Ponownie dwie opcje: stoi tak jak trzyma albo kwiaty, albo pas. Kwiatów raczej z sufitu nie ściągnął, więc pas :) Być może pomyślał, że ja to zrobiłam specjalnie, chociaż wcale tak nie było, ale co- miałam nie skorzystać? :) Jak biją to bierz, jak dają to uciekaj. A nie... to odwrotnie chyba.. :) Oparł nogę o łóżko tak żeby było mnie przez co przełożyć i zaczął bić. Wcale nie mocno, powiedziałabym, że robił rozgrzewkę. Do tego przez spodnie czyli się nie liczy. Pas miał złożony kilka razy, zresztą inaczej nie mogło być w takiej pozycji. Bije, bije, bije, coś tam czuje, oczywiście nie mogę się przyznać, że bardzo czuje :) Przestał na chwilę i zaczął rozwiązywać mi sznureczki od spodni. Nooo teraz to ja się mogę wczuwać :) Spodnie i majteczki poszły w dół, a pas ponownie w górę. Bolało bardziej, nawet czułam już, że pupa jest gorąca, ale nadal było to raczej straszenie niż lanie. Przestał i kazał mi się położyć tak aby pupa była wypięta na brzegu łóżka. Pomyślałam, że teraz będzie miał większe możliwości do lania pasem, ale skubaniec przyniósł Naszą nową dużą, okrągłą packę. Wcześniej próbowaliśmy jej niewiele, uderzył mnie tylko kilka razy żeby zobaczyć jak działa. Przyznam, że już wtedy poczułam, że boli całkiem mocno, ale jeszcze nie znałam jej prawdziwych możliwości. Zaczął mnie bić tą packą. 'Cholera!' pomyślałam po pierwszym razie, bo zdziwiłam się, że zabolało aż tak. Zawsze myślałam, że taką packą to nie może mocno boleć, ale jednak pozytywnie się rozczarowałam :) Po kilku razach już było mi gorąca, piekło niesamowicie, szczypało i pupa pulsowała ile wlezie. Trzask był coraz głośniejszy, a ja zaczęłam wierzgać nogami. Nie zasłaniałam się, bo nigdy tego nie robię, co zawsze zresztą powtarzam, pupą też nie kręciłam, bo nie chce myśleć co by było jakbym ta packą dostała niechcąco po nerkach na przykład. K. nie bił szybko, bił powoli, dokładnie i mocno. Spociłam się z tego wszystkiego, a nawet zamknęłam oczy, bo czułam jedno wielkie pieczenie, a na koniec się nie zapowiadało. Nagle przerwał i zaczął głaskać moją pupę. Ooo tak to ja lubię, a jaka chłodna ręka :) Tak to ja mogę leżeć :) Pocieszyłam się tak chwilę i zaraz poczułam znowu znane mi już klapnięcie. Tym razem jakby lżejsze, ale tempo za to szybsze. Znowu wierzgałam nogami i czasami wyrwało mi się nawet jakieś "ałć" :) Ale nie trwało to długo, K. odłożył packę i znowu mnie głaskał. Oglądałam później pupę. Baaardzo czerwona i do tego małe siniaczki. No dobra, nie doceniłam tej packi. Mamy jeszcze jedna, taka mała, też boli, ale już nie aż tak. Coś mi się wydaje, że to będzie mój ulubiony sprzęt, póki co oczywiście :) Po wszystkim K. śmiał się ze mnie, że się tak cieszę i tym laniem i tą packą :) Oczywiście skwitowałam to tylko zdaniem: 'A mam Ci przypomnieć jak się przed chwilą śmiałeś do telefonu? :)'.

Pozdrawiam :)

Cassy

Wspaniałe bambusowe kijki :) (2012r)

Wracałam do domu a że było zimno postanowiłam podjechać autobusem. Z miejsca, którego jechałam pasował mi praktycznie każdy autobus. Podjechał pierwszy lepszy i nie zraziło mnie nawet to, że był zatłoczony. Co tam to w końcu tylko kawałek. Wcisnęłam się, jakimś cudem skasowałam bilet i jeszcze większym cudem złapałam się jakiejś barierki. W sumie nie musiałam się nawet trzymać taki był ścisk. Można by dojechać na miejsce nie dotykając nogami podłogi, a tłum ludzi wyniósłby na zewnątrz. Oczywiście nie obyło się bez nagłych zahamowań czy skrętów autobusu, co powodowało, że cały tłum przechylał się i napierał na siebie. Odpływałam myślami do tego co zrobię kiedy wrócę już do domu. Jednym słowem miałam ochotę na sex i jakiś super spanking a i tak wiedziałam, że będę musiała jeszcze czekać na mojego K. Nagle autobus przyhamował i poczułam jak czyjaś dłoń łapie dość mocno moją pupę. Odwróciłam głowę. Stał za mną jakiś chłopak z uśmiechem cwaniaka. 'Dobra'  pomyślałam, może to jednak był przypadek, chociaż na to mi nie wyglądało. Zignorowałam sprawę. Za chwilę jednak sytuacja się powtórzyła. Akurat przy zatrzymywaniu się autobusu. Wysiadło sporo ludzi i ów "łapacz" zajął wygodne miejsce. I pewnie nadal zignorowałabym cała sytuacje gdyby nie to, że patrzył na mnie z bezczelną miną mówiącą " I co? Zrobisz mi coś?".  Nie wiedział na kogo trafił. Zmieniłam swoje stojące miejsce na takie bliżej niego. Siedział sobie z rękami w kieszeni i z rozkraczonymi nogami. Ta dzisiejsza młodzież taka niewychowana! ;) Czekałam na właściwy moment. Autobus znowu zatrzymał się na światłach i mimo, że nie było to aż tak gwałtowne, to mną tak zarzuciło, że wpadłam na tego buraka, lądując z całej siły dłonią na jego kroczu. Oczywiście całkiem przypadkowo ;) Spiął się cały automatycznie i wyprostował. No :) Nie ze mną te numery... :) Kilka sekund później byłam już na miejscu i wysiadałam.
    Kiedy znalazłam się w ciepłym domu, od razu nalałam wody do wanny. Mam to do siebie, że gorące kąpiele i zimne prysznice działają na mnie stymulująco. Zaczęłam bawić się sama ze sobą w wodzie, ale jednak postanowiłam nie kończyć i poczekać na K. Byłam niesamowicie podniecona. Wiedziałam, że będę jeszcze bardziej jeżeli dorzuci się do tego spanking. Od samego rana "chodziły" za mną kijki bambusowe. K. ostatnio wspominał mi, że dawno nie ubierałam gorsetu, a Jego to bardzo kręci. Pomyślałam, że zrobię Mu niespodziankę i założę. Ubrałam więc czarny gorset, czarne pończochy, czarne koronkowe majteczki i szpilki. Przygotowałam gruby i cienki kij. I czekałam. Standardowo zadzwonił, że idzie, potem słyszałam jak wchodzi po schodach, przekręt zamka i...
    wszedł :) Siedziałam na biurku, koło mnie stały kijki. K. zaczął się niesamowicie szybko rozbierać, mówiąc różne zboczone rzeczy w między czasie :) Wstałam, delikatnie zsunęłam majteczki, pozwoliłam żeby upadły mi aż na same kostki. K. pomógł mi je całkiem zdjąć, bo stojąc na szpilkach to nie jest takie łatwe. Objęłam delikatnie dłonią gruby i długi kij, który był tuż obok mnie. K. popatrzył na mnie wymownym wzrokiem, wiedział że  biorę go  w konkretnym celu, a tu jednak się mylił :) Usiadłam z powrotem na biurku, rozłożyłam szeroko nogi. Końcówką kija zaczęłam drażnić swoją cipeczkę. To podobało się mojemu mężowi, a jakże! Sam złapał kij i kontynuował to co ja zaczęłam. Oczywiście bardzo delikatnie, bo taki kij stanowczo nie nadaje się do tego aby używać go jak wibratora :) Po dłuższej chwili zabrałam Mu kij i odłożyłam. Wzięłam za to ten znacznie cieńszy i zaczęłam wkładać go między wargi. Naturalnie w taki sposób aby wargi oplatały kij, a nie samą końcówką. K. ponownie zaczął mi w tym pomagać :) "No to jak już tak łapiesz za ten kij..."- powiedziałam, podając Mu znowu ten grubszy i opierając się o biurko. Nic więcej nie musiałam mówić. K. przyłożył kij do mojej pupy i zaczął delikatnie uderzać. Bardzo szybko, ale delikatnie. To nie bolało, może troszkę kąsało. Jego uderzenia stawały się coraz wolniejsze i coraz mocniejsze. Podobało mi się to bardzo. Takie stopniowanie bólu wywoływało u nie dreszcz, ponieważ wiedziałam, że za chwile będzie jeszcze mocniej, i jeszcze mocniej, i jeszcze... i w sumie nie wiadomo kiedy się skończy. Zaczynało boleć coraz mocniej, a K. nie przerywał. Czułam szczypiący, przyszywający ból, było mi gorąco. W pewnym momencie uderzył naprawdę mocno, ale doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo czekał dłuższą chwilę żeby uderzyć ponownie i tak samo mocno. Już nie mocniej. Uderzył tak trzy razy. Było bardzo wyraźnie słychać świst przecinanego powietrza, a mnie to nie tyle mocniej bolało niż wcześniej, co piekło. Odłożył kij i zaczął mnie głaskać. Wy prostowałam się i dopiero teraz poczułam, jak pulsuje mi pupa. Dotknęłam jej; była gorąca i czuć było pręgi. Podnieca mnie to kiedy czuje pręgi pod dłonią. 'Jeszcze!' pomyślałam i podałam cienki kijek mojemu K. Tym razem oparłam się o łóżko. Tak samo jak wcześniej przyłożył kijek do pupy i poczułam jak delikatnie i szybko uderza. Już myślałam, że powtórzy zabawę, ale zaczął bić równomiernie. Tym cienkim kijkiem nie trzeba wcale bić mocno żeby uzyskać pożądany efekt. To już jest typowo przecinający ból, piekący, kąśliwy, kiedy uderzy się mocno, lub w podrażnione miejsce ma się wrażenie jakby wbijało się naraz kilkaset igieł. K. bił tak rytmicznie, dość szybko, a mi zrobiło się jeszcze bardziej gorąco. Wiedziałam, że nie pozwoli abym miała brzydkie ślady, więc stałam posłusznie i... podniecałam się :) W pewnym momencie faktycznie chciałam żeby już skończył, ale tylko i wyłącznie dlatego, iż chciałam już poczuć coś innego, gdzieś indziej ;) W końcu przestał odłożył kijek, pupa strasznie piekła, zwłaszcza kiedy zaczął ją głaskać. Ale bardzo podobało mi się to uczucie. Zaczęłam pojękiwać, a K. z głaskania przeszedł na ściskanie i lekkie poklepywanie. Za chwilę odpiął mi gorset. Ja cały czas nie zmieniałam pozycji, oczywiście nie bez celu :). K. położył obie dłonie na mojej pupie i zaczął ją jeszcze mocniej ściskać i rozchylać. Jedna Jego dłoń powędrowała między moje uda, co sprawiło, że omal nie doszłam :) Wkrótce potem poczułam to na co czekałam :) Pierwszy orgazm przyszedł błyskawicznie. Następnie zmieniliśmy pozycje, bo ta była już dla mnie niewygodna i bawiliśmy się tak jeszcze dłuugo :) Do drugie orgazmu, do trzeciego, do... ...  :)

Pozdrawiam :)


Cassy

Klucze

Ałł aaa ał ał ał....wspaniały orgazm. Mieliście kiedyś taki silny, że aż Was bolało? Ja mam takie często i bardzo je lubię. Kiedy jestem bardzo, bardzo podniecona a podniecenie takie potrafi narastać u mnie przez długi czas, to zazwyczaj kończy się to twardą łechtaczką i dużym bolesnym (ale i przyjemnym) orgazmem. Tak było i teraz. A chyba nie muszę podkreślać co mnie najbardziej podnieca :)
Tego dnia mój K. wracał z pracy wyjątkowo wcześnie o 15:00. Została mi godzina żeby wymyślić jakiś powód do lania. Powód prosty, nieskomplikowany, ale też niebanalny. Chciałam koniecznie żeby to było za coś; oj ja taka winna i niegrzeczna... ;) Myślałam i myślałam a czas uciekał. 'Co mam Go nie wpuścić do domu, bez sensu'.... ' A może jednak to nie takie głupie? Przecież nie wziął kluczy...' :) Tutaj to już się można nieźle pobawić :) Postanowiłam udawać, że nie ma mnie w domu, że gdzieś wyszłam i nie mam pojęcia, że On nie ma kluczy. A tak naprawdę będę cały czas w domu z wyciszonym telefonem, a Jego zmuszę żeby czekał pod drzwiami. Potrzymam Go tak jakiś czas, po czym otworze Mu nagle drzwi od środka :) Dobra, miałam już ogólny plan. Teraz szczegóły. Gdzie poszłam, po co, dlaczego nie mogę odebrać telefonu, dlaczego On nie może tam po prostu przyjść po te klucze i dlaczego musi stać pod drzwiami. Najpewniej mogłam pójść do A. popilnować Jej dziecka, często to się zdarza. Dziecko by spało przez co nie mogłabym odebrać telefonu tylko pisać smsy. Ale- A. Mieszka bardzo blisko Nas, pójdzie tam. To może pojechałam do mamy. Cholera nie uwierzy, dojazd do mamy zajmuje długo, więc nie mogę powiedzieć, że nagle musiałam pojechać i nie miałam jak chociażby napisać smsa. Na miasto z koleżanką, na piwo czy coś- też tam pójdzie, to niedaleko. Zostaje tylko ta A. Najwyżej będę nalegać żeby czekał pod drzwiami, bo jest dość zimno a On zmęczony i cały czas będę pisać, że "już" idę :)
Minęła 15:00 i zaczął dzwonić. Nie odbieram. Dzwoni drugi raz. Też nie odbieram. Trzeci raz. Też nic. Pewnie poczeka chwilę czy oddzwonię i zadzwoni znowu. Dokładnie tak było. Ale dalej nie odebrałam. Zależało mi żeby był jak najbliżej domu. Pomyślałam, że poczekam aż przyjdzie pod same drzwi i dopiero wtedy się odezwę. Kroki po schodach. Złapał za klamkę i zapukał. Cisza. Zapukał drugi raz. Nic. Dzwoni do mnie. Odrzuciłam Go i napisałam smsa, że jestem u A., że pilnuje dziecka, które śpi i nie mogę odebrać. Odpisał mi: "Kochanie ale ja nie mam kluczy, idę do Ciebie". Moja interwencja: "Nie, nie, nie poczekaj na mnie ja już się ubieram i wychodzę, będę za 5 minut". K: "To wyjdę i spotkamy się po drodze". Cholera, cholera wiedziałam, że tak zrobi. Pisze dalej: "Zostań co będziesz dwa razy po schodach chodził, mówiłeś, że plecy Cię bolą a zimno jest ja zaraz będę". K: "Już wychodzę z bloku". O kur.... nie, nie, nie muszę Go zawrócić. Napisałam: "Ale wiesz co A. mnie odprowadza, bo chce mi coś ważnego powiedzieć na osobności". Odpisał: "Aaaa chyba że tak :) To poczekam na klatce". "Idź lepiej aż pod drzwi, bo Ona czasami mnie aż do środka odprowadza" "Ok kochanie". Nooooo udało się. Już myślałam, że nic z tego.
K. faktycznie wszedł na górę, słyszałam jak kręci się pod drzwiami. Pomyślałam, że poczekam 10 minut i napiszę Mu, że zaraz będę. Te 10 minut dłużyło się bardziej niż stanie w kącie. W końcu napisałam: "Jeszcze troszkę, bo strasznie mi opowiada". Kolejne 5 minut. "Jeszcze chwilka". Teraz już nie miałam zamiaru pisać, chciałam poczekać aż On to zrobi. 10 minut później napisał: "Długo jeszcze kochanie?" "5 minut" odpisałam. Wiedziałam, że już się niecierpliwi, w końcu już minęło 25 minut a tu jeszcze miał czekać przynajmniej 5 :) Dla mnie mimo, że to było śmieszne, nie było też takie fajne, bo czas mi się dłużył siedziałam cichutko i czekałam podobnie jak mój K. Nie wytrzymałam już tych 5 minut, tylko wstałam i szybkim, zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi. K. siedział na schodach, ale wychylił głowę żeby zobaczyć co się dzieje. Miał świetną minę kiedy zobaczył, że to ja stoję sobie jak gdyby nigdy nic :) Był troszkę zdezorientowany, przyznał się później, że w pierwszej chwili myślał, że weszłam do mieszkania jakąś inna drogą ( mimo, że innej drogi nie ma). Ale uciekłam szybko do środka śmiejąc się pod nosem i tym samym jasno pokazując, że to dobry żart lania wart :)
Wszedł za mną próbując utrzymać zaciętą minę ale i tak nie mógł powstrzymać uśmiechu :) Złapał mnie, przerzucił przez kolano (chociaż trudno nazwać to przerzuceniem, bo prawie sama wskoczyłam) i zaczął bić. Całkiem mocno, ale pomyślałam, że chyba jednak oszczędza siły na później. Zaczęło robić mi się ciepło, ale byłam pewna, że zaraz ściągnie mi spodnie, bo ubrałam specjalnie takie od których szybko boli, a raczej piecze ręka :) Nie pomyliłam się za chwilę ściągnął mi spodnie a razem z nimi majteczki. Teraz uderzenia były dotkliwsze, co nie oznacza, że bolało :) Czułam, że mam już gorącą pupę, że pulsuje, o cipeczce nie wspominam, bo wiadomo :) Ale chciałam żeby było mocniej, więc wypinałam od czasu do czasu pupę jeszcze bardziej. Zaczęłam zastanawiać się co będzie później, może pas a może łyżka, już nawet zapomniałam, że mnie bije. W pewnym momencie przestał i kazał mi wstać. Poszedł do łazienki- czyli szczotka :) 'Będzie dużo huku' pomyślałam. Ale co tam :) Wrócił, chciał żebym się oparła o łóżko ( On lubi bardzo taką pozycje, a ja nawet wiem dlaczego:) ) Zrobiłam to i natychmiast poczułam szybkie uderzenia. Bolało bardziej, trochę piekło. Po dłuższej chwili zaczęłam się trochę wiercić, nie zwrócił uwagi, więc wierciłam się mocniej. Zwolnił ale bił znacznie mocniej. Dopiero teraz poczułam, że zaczyna mnie naprawdę boleć. W końcu- przecież na to czekałam :) Wiedziałam, że będę mieć siniaki i będzie trzeba czekać z następnym razem. Ale nie smuciło mnie to wcale, bo przecież teraz było fajnie :) Byłam pewna, że K. nie przesadzi i zaraz skończy bić. Przynajmniej szczotką. Uderzenia były naprawdę mocne, było mi gorąco, ale ja nie poddaje się tak łatwo :) Za chwilę przestał, pogłaskał mnie po pleckach i pupie, o mało nie dostałam orgazmu, pupa pulsowała i przyjemnie szczypała. Naturalnie, że to nie koniec :) Bardzo chciałam żeby wziął pas, chociaż nie powinno się bić kiedy są już siniaki czy pręgi, bo od uderzeń rozlewają się bardziej, ale kto by tam na to patrzył w momencie kiedy ogarnia mnie dzika ochota na JESZCZE :) (oczywiście w granicach rozsądku). Nie czekałam co zrobi, położyłam się na łóżku, sugerując o co chodzi. Zawsze ewentualnie mógłby mnie ukarać za to, że jestem nieposłuszna, taka samowola, ojej jak to nieładnie :) Ale K. uśmiechnął się tylko i za chwilę podszedł do mnie z pasem. Tym razem nie bił mocno, ale i tak bolało. To był taki przeszywający ból, coś jak kąsanie po zbitej wcześniej pupie. Nie ukrywam, że bardzo to lubię, to tak samo jak z tym orgazmem- boli ale jest bardzo przyjemne :) K. bił powoli, ale ja i tak zamykałam oczy co u mnie oznacza, że ból staje się nieznośny. Mimo to byłam w stanie wytrzymać jeszcze dużo i nie chciałam żeby kończył. Jednak rozsądek wygrał i kiedy przestał nie dopominałam się o więcej. Czułam pulsowanie, co chwilę dotykałam pupy żeby jeszcze bardziej odczuć jak jest gorąca. Ale wolałam żeby dotykał Jej mój mąż i w prawdzie o lanie się już nie dopominałam, ale o orgazm owszem :) tzn. o orgazmy, a pierwszy z nich był właśnie tak cudownie bolesny :)

Cassy 

Dziupla

Tak mi się przypomniało ze studiów, ale jeszcze sprawdzałam dla pewności, że jeśli dziecko rysuje drzewo a w drzewie dziuple to ma to podtekst erotyczny, jakieś tam podłoże rozwiniętej seksualności itd.  Hmm ja zawsze obowiązkowo rysowałam dziuple w każdym drzewie... Hmmm ;)

Ps. Dodam coś nowego dodam, tylko chce jeszcze zrobić zdjęcia :)

Pozdrawiam :)



Cassy

Wyjaśniam i odpowiadam :)



Jestem, jestem to nie tak, że mnie nie ma :) I to też nie tak, że mi się odechciało pisać. Jeszcze większą bzdurą jest to, że mi się odwidział spanking, bo wręcz przeciwnie :) Po prostu są wakacje i mam sporo planów, które chciałabym w tym czasie zrealizować. Liczę na wyrozumiałość :) Z moich obliczeń wynika, że już i tak muszę niektóre sprawy rozłożyć na październik itd. Na czat też mam teraz mało czasu. Spanking w moim życiu istnieje nadal, po ślubie nic się na gorsze nie zmieniło, jest tak jak było wcześnie, a nawet lepiej :) No, zmieniło mi się jedynie nazwisko (aczkolwiek też niewiele). Pamiętam cały czas o Was, dlatego ustosunkuje się teraz do tego o co mnie prosicie.


"Jak to jest ze Tobie się udało spotkać takiego mężczyznę i realizować z Nim to co lubisz, swoje fantazje etc."...

Bardzo często zadajecie mi takie pytanie. A co to znaczy "udało się"? Jakie "udało się"? To nie jest jakiś fart, może udać się trafić 6 w totolotka. Już niejednokrotnie wspominałam, że mój K. nie miał pojęcia czym jest spanking zanim mnie poznał. Powiedziałam Mu całkiem szczerze co lubię, mimo, że tak- wstydziłam się. Ale zrobiłam to delikatnie. Byłam całkiem szczera, uznałam, że nie będę nic ukrywać. On stanął na wysokości zadania, choć jak sam mi powiedział zdziwił się. Ale nie zdziwił się w tym sensie jakiego się boicie; nie pomyślał, że jestem dziwna, że nienormalna itd. Ja natomiast postawiłam wszystko na jedną kartę; najwyżej tak pomyśli i nic z tego nie wyjdzie. A skoro zależy Nam na drugiej osobie to dlaczego mielibyśmy nie sprawić Jej przyjemności, nie zadowolić Jej, przecież wiadomo, że sami będziemy z tego zadowoleni, czy mówiąc brzydko będziemy mieli z tego korzyść. Później wszystko wypracowaliśmy wspólnie. On wiedział jakie elementy mnie podniecają, ja wiedziałam jak powinnam się zachowywać żeby i Jego podniecić. I to nie jest tak, że mi się "udało", że mi się "trafiło". Często powtarzam też, że nie trzeba szukać z góry jakiegoś spankera, albo szukać go na tak zwanym boku. Upodobania seksualne można mieć różne, a partner powinien je znać. Skoro jest to ktoś komu ufacie, z kim chcecie układać sobie życie to dlaczego boicie się szczerości? Nie jest to łatwe wiem, ale nie jest to też niemożliwe :)


"Cassy ustosunkuj się do DD, do blogów jakie czytasz, jeśli czytasz itd."

Czytam wiele blogów o różnej tematyce. Czytam te spankingowe (lub czytałam bo niektóre nie są już prowadzone), czytam sporo blogów o tematyce BDSM, czytam również te o DD, już nie wspomnę o "zwykłych" blogach czyli dziennikach, pamiętnikach, czytam też blogi tematyczne, śmieszne, poważne, różnie, różniaste. Mało kiedy komentuje ale często (żeby nie powiedzieć zawsze) czytam. Rozumiem, że pytanie odnosiło się bardziej do blogów o Domowej Dyscyplinie. Tak czytam- czytam z ciekawości, czytam bo jest o czymś w czym występuje spanking, dominacja itd. Mam się ustosunkować do DD... hmmm doskonale rozumiem ideologię DD, ale ( i tutaj mogę zostać zaatakowana przez zwolenników DD) uważam, iż w związek DD nie wejdzie ktoś kogo nie podniecają pewne jego aspekty tj. spanking, dominacja, podporządkowanie itd. itd. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że to tylko i wyłącznie dla dobra związku, że mężczyzna tylko i wyłącznie karze, dyscyplinuje swoją partnerkę, bo tak będzie dla nich dobrze, a kobieta tylko i wyłącznie zgadza się na to żeby związek był udany. Moim zdaniem chociaż jedna strona musi odczuwać z tego pewną powiedzmy satysfakcję. Żeby stworzyć dobry, zgodny związek niekoniecznie trzeba się uciekać do takich "metod". I bzdurą według mnie jest, że związek partnerski ma więcej wad. Ja żyję w związku partnerskim i uważam go za absolutnie udany. Jesteśmy zadowoleni pod każdym względem, nie kłócimy się, doskonale się rozumiemy. Oj tak wiem, że zaraz będzie gadanie, że "zobaczymy", albo że "do czasu"- mówiąc najprościej nie interesują mnie takie komentarze i nie biorę ich do siebie. Zresztą jeśli chce się żyć szczęśliwie w związku to nie należy patrzeć na to co ludzie wokół mówią, tylko na to co mówi partner. Wracając do DD, jak pisałam rozumiem cała ideologię, rozumiem, że są kobiety, które chcą czuć nad sobą twardą rękę mężczyzny, że chcą czuć podporządkowanie, to że ich mężczyzna jest silny itd. Nie neguję tego i do związków DD nic nie mam. Ale zawsze będę tego zdania, że chociażby dla jednej strony musi być w tym coś pociągającego. Dlaczego tak myślę? Chociażby dlatego, że skoro kobieta jest na tyle dojrzała i świadoma tego, iż powinna zmienić pewne swoje zachowania, wie, że nie wszystkie są właściwe; to równie dobrze mogłaby je zmienić sama. Albo inaczej skoro kobieta jest na tyle dojrzała, że zgadza się świadomie na taki związek, to tak samo świadomie mogłaby swoje zachowanie zmieniać bez takiej pomocy. Wiem, że to są kwestie sporne, dlatego nigdy nie chciałam poruszać tego tematu, ale skoro prosicie to to robię. Nie ze wszystkim się w DD zgadzam, aczkolwiek jeśli komuś to odpowiada, to w pełni to toleruję. Podsumowując- nie wierze, że DD nie ma żadnych podtekstów erotycznych.

Jeszcze co do blogów w tej tematyce jedne są gorsze drugie lepsze, w sumie czuję już przesycenie tym tematem, bo jak wiadomo co za dużo to niezdrowo. Ale fajnie, że ludzie piszą o tym co im się podoba :)


"Zdjęcia"

Wiedziałam, że jeśli założę galerię zdjęć to nie uniknę pytań o nie, poganiania kiedy następne, wskazówek jakie powinny być, chwytów, że muszę coś dodać żeby być autentyczną itd. Nic nie muszę. Nie muszę na siłę udowadniać, że jestem prawdziwa, że naprawdę lubię spanking i że to robię. Wystarczy mi chociażby 3 osoby, które wiedzą, że jest jak mówię i nie czuje potrzeby udowadniania 200 innym tego czy siamtego. Mogłabym usunąć galerię, ale nie chce bo mi się tak podoba :) A swoją drogą mam w planach dodać coś niedługo ;)


Odpowiedź do komentarza Joanny

Każdy ma swoją granicę bólu. I nie ustalisz jej nigdy jeśli nie spróbujesz :) Nie odpowiem Ci jednoznacznie "nie martw się wytrzymasz" ani "możesz nie dać rady". Nie mam pojęcia. Też byłam ciekawa dlatego testowałam po kolei narzędzia i siłę uderzenia. Coś co Ciebie może boleć dla kogoś innego może być tylko muśnięciem. Dlatego sądzę, iż trzeba to zacząć z głową, delikatnie. Wtedy zobaczysz kiedy Cię boli, kiedy Cie bardzo boli, kiedy ból staje się nieznośny, a kiedy nie dasz już rady. Zauważysz jaki rodzaj bólu jest dla Ciebie najgorszy; czy bardziej dotkliwy jest dla Ciebie pasek czy kijek- tu naprawdę bywa różnie. I pamiętaj, że kiedy bijesz się sama, a kiedy bije Cię ktoś to jest zuuupełnie inaczej. Sama nigdy nie uderzysz się tak mocno jak myślisz, masz ograniczone pole manewru i nie ma w tym tego dreszczyku, że to ktoś decyduje a nie Ty :) Wiem, nie pisałaś nigdzie, że robisz to sama, to była taka mała dygresja :)


To chyba już wszystko co miałam poruszyć, Jeśli o czymś zapomniałam upomnijcie mnie, a się poprawię. Opowiadanko już niedługo :)


Pozdrawiam :)

Cassy

Baaaardzo podniecona uczennica :)

Przecież nie bez powodu mam te wszystkie spódniczki w kratkę i gładkie... i te białe bluzeczki, mimo, że są już na mnie trochę małe... A zaszaleje tym razem i zamiast zakolanówek wezmę białe pończochy... I kucyki z kokardkami tak będzie słodko :) No ale kurcze... wakacje a tu w szkołę się bawić? A tam korepetycje jakieś :) Po wewnętrznym monologu doszłam do wniosku, że poczekam aż K. wróci z pracy i pozwolę Jemu przejąć inicjatywę, przecież jak wejdzie to zobaczy uczennice :)
W końcu wrócił, siedziałam przy komputerze i coś czytałam. Uśmiechnął się i powiedział: - Aaaaa to tu takie rzeczy się wyprawiają :) Odpowiedziałam tylko uśmiechem i czekałam na to co zrobi. Nie chciałam Go po raz kolejny zaczepiać, wymyślać nie wiadomo czego, nie chciałam być monotonna. K. rozejrzał się po pokoju, spojrzał na mnie tak jakby na coś czekał. - Nie bój się dzisiaj nie będzie żadnych "niespodzianek", dzisiaj będą same przyjemności :) Prawda była taka, że samym tym, iż się przebrałam byłam już podniecona. Poprosiłam mojego K. aby też się przebrał, no żeby wyglądał jak nauczyciel :) Ledwo zaczął wkładać na siebie koszulę a ja już miałam strasznie mokro. Kiedy skończył szarpnęłam Go za tak zwane wraki i rzuciłam na łóżko. Nie ruszał się trochę zdziwiony, a trochę zafascynowany całą sytuacją. - Jezu nauczyciel nie mogę, o matkooo, jęczałam przez zęby i już rozpinałam Mu koszulę. Od zawsze strasznie podniecają mnie nauczyciele, mam wielką słabość do takich powiedzmy klimatów. Aczkolwiek moją większą perwersją są klerycy, ale nie ubrałabym koloratki mojemu K. :D Całowałam swojego Nauczyciela namiętnie gdzie popadło, całkiem przypadkiem wypinając przy tym jak najmocniej pupę :) No oczywiście, że na żadne tam lanie nie zasłużyłam, ale czy to zawsze musi być powód? :) Załapał, przerzucił mnie przez kolano i zaczął bić. Oj bólu nie czułam taka byłam podniecona, wypinałam się coraz mocniej, żeby bardziej zabolało, ale to niewiele pomogło. K. ściągnął mi majteczki i bił dalej, coraz mocniej, było mi bardzo gorąco ale czy to od bicia, czy z podniecenia to sam nie wiem :) Pewnie i jedno, i drugie miało na to wpływ. W końcu chyba zabolała Go ręka, bo przestał i zaczął mnie głaskać. Naturalnie Jego palce zaczęły wędrować do mojej cipeczki, było bardzo miło, ale ja nadal chciałam dostać porządne lanie.
Zeskoczyłam z kolan mojego K. wyciągnęłam kijek bambusowy, podałam Mu i oparłam się o biurko. Nie musiałam długo czekać zaraz poczułam pierwsze uderzenie. Spódniczkę miałam podciągnięta wysoko na plecy, żeby przypadkiem nie przeszkadzała :) Kijek poczułam już bardziej, ale nawet to nie mogło się równać z moim podnieceniem. Ciągle było mi mało i instruowałam K. żeby bił mocniej. Kucyki podskakiwały mi przy każdym uderzeniu i było rewelacyjnie :) Nagle K. przestał i powiedział, że już mam wielkie pręgi, pogłaskał moja gorącą pupę i znowu Jego palce wędrowały do dziurki. 'Nie tak szybko' pomyślałam, odwróciłam się, uklękłam przed Nim i zaczęłam rozpinać Jego rozporek. Oczywiście spodobało Mu się, ale ja wyciągnęłam to co tam znalazłam, wzięłam do ręki i powiedziałam: - Nucz mnie :) W końcu jesteś nauczycielem :) K. tłumaczył mi jak mam wziąć do buzi i co robić , ja udawałam, że nie mam pojęcia jak :) W końcu złapał mnie za włosy i zaczął pokazywać bardzo dosadnie :) To mnie podnieciło jeszcze bardziej i chciałam żeby robił tak jeszcze mocniej. Trzymał mnie raz za włosy, raz ciągnął za ucho, a ja wcale nie chciałam przestawać :)
W pewnym momencie poprosił abym oparła się o biurko, ściągnął ze mnie spódniczkę i dał jeszcze kilka klapsów. Byłam już tak napalona, iż myślałam, że Go zaraz zgwałcę :) Ale nie musiałam tego robić bo wszedł we mnie a ja niemal natychmiast miałam orgazm. Później jeszcze 3, dosłownie raz za razem. Kiedy stwierdziłam, że już nie dojdę, zrobił to mój K, brudząc moje pończoszki :) Po wszystkim leżeliśmy na biurku kilka minut. Kiedy poszłam się umyć i rozczesać poplątane włosy, obejrzałam też swoją pupę, która faktycznie była cała w pręgach. Szczypała trochę podczas mycia i bolała na drugi dzień, ale mój K. wie, że na to lekarstwem jest głaskanie, mizianie, całowanie... :)

Ps. Drogi W. opisałam to specjalnie dla Ciebie, tak jak obiecałam, mam nadzieje, że się podobało :)

Pozdrawiam :*

Cassy

 

Musi być jak najlepiej... :)

Kiedy już było po ślubie i wszelkie emocje z tym związane opadły, postanowiliśmy kupić komodę do pokoju. Tak jakoś wyszło, że kiedy zawędrowaliśmy do sklepu meblowego stanęło na zestawie mebli :) Długo zastanawiałam się, które będą najbardziej odpowiednie, jaki kolor i czy aby na pewno będą pasować. Wybór nie był taki łatwy, bo jedne mają małe szuflady, inne nie mają ich wcale, albo nie ma miejsca na telewizor (którego i tak nie oglądamy) itd. W końcu kiedy byłam już pewna wróciliśmy zadowoleni do domu i czekaliśmy na Nasze mbelki. Tuż przed wyznaczoną godziną zadzwoniła pani ze sklepu i powiedziała, że niestety nie ma tych panów, którzy mieli te meble nosić i że będzie tylko sam kierowca. Na to mój nieustraszony K. odpowiedział, że nie ma najmniejszego problemu i że wniesie razem z kierowcą. Cóż... jakoś tak się złożyło, że wybrałam największe i ponoć najcięższe meble z całego sklepu :) I wnosić to wszystko na 3 piętro nie było tak łatwo. Trwało to długo, później jeszcze zmienialiśmy ustawienie tych mebli w pokoju, bo jednak zdecydowałam, że lepiej będą wyglądać inaczej :) Po męczącym dniu poszliśmy spać i zasnęliśmy snem kamiennym.
Rano obudziłam się z niezadowolona miną, usiadłam na łóżku i powiedziałam: -Tak być nie może, trzeba przestawić te meble, tak jest źle. Na co mój K. zrobił wielkie oczy i odpowiedział: - Chyba żartujesz?! - Nie, no poważnie mówię, te trzy części damy tam, tą przesuniemy, szafę przystawimy z tamtej strony, a tutaj te dwie części i będzie dobrze :) - O mój Boże, to daj chociaż zjeść śniadanie. Po śniadanku zabrałam się ochoczo do wysuwania szafy, na co K. zerwał się na równe nogi i zaczął przestawiać wszystko tak jak mówiłam. Po drodze okazało się, że trzeba ściągnąć półki ze ściany, że wszystko trzeba wywrócić do góry nogami żeby to ustawić po mojemu :) W pewnym momencie K. usiadł i oznajmił, że musi odpocząć, na co ja sama zabrałam się za przesuwanie szafy kwitując Jego słowa: - Nie ma mężczyzny w tym domu... :D Wstał dał mi klapsa i powiedział, że nie ma siły na więcej, po czym przesunął wszystko ostatecznie tak jak miało być. Dumna z siebie zrobiłam zdjęcie komórką i wysłałam do mamy, żeby się pochwalić jak ładnie ułożyłam meble :) Ale za chwilę usiadłam i zaczęłam się zastanawiać: - Hmmm no ale teraz to się tak dziwnie będzie wchodzić... wiesz co chyba jednak wcześniej było lepiej. K. odzyskał natychmiast siły, sprawiał wrażenie jakby wszystkie włosy stanęły Mu dęba, brakowało tylko pary wylatującej uszami. Podszedł do mnie złapał mnie za rękę, przyciągnął do łóżka i przerzucił przez kolano. Zaczął bić bardzo mocno i coraz mocniej, szybko jak oszalały. Szybko zaczęło boleć, więc zaczęłam się kręcić, ale On wcale nie przestawał. W końcu się zmachał i przestał, a ja odwróciłam się w Jego stronę i powiedziałam: - Nie liczy się. Bo przez majtki. :D Krzyknął: -Aaaaaa!!! I zaczął opuszczać mi spodnie. Nie szło tak łatwo, bo były związywane z przodu, ale jakoś dał radę. Po chwili nie było już i majteczek :) Znowu poczułam mocne uderzenia, ale tym razem znacznie wolniejsze. Mimo wszystko pupa pulsowała i szczypała, a mi robiło się gorąco. K. bił coraz wolniej, ale za to coraz mocniej. Podskakiwałam przy każdym uderzeniu. Przerwał na chwilę i zapytał: - Poważnie mam znowu te meble przestawiać? - No poważnie, przecież ja Ci to nie robię na złość tylko chce żeby było Nam jak najwygodniej. - Ech.... stęknął K. dał mi jeszcze jednego klapsa, po czym pomógł mi wstać.
Zaczął zastanawiać się jak tu teraz to wszystko przesunąć. Zdecydował, że zacznie od szafy,bo tak  będzie najlepiej. Złapał za szafę, a ja krzyknęłam: - No dobra żartowałam! Tak jest dobrze :) K. wziął głęboki oddech, odwrócił się i zapytał: - Gdzie w tym bałaganie jest pas? Na co ja się roześmiałam i odpowiedziałam, że nie mam pojęcia. Obrócił się kilka razy dookoła siebie, wypatrzył swój pasek, ale taki zwykły, takim to nic nie czuć, więc od razu krzyknęłam, że tym się nie liczy :) i za chwilę dodałam: - Rudy jest w tej szafce na dole :) K. schylił się do szafki a ja szybko, ściągnęłam spodenki i majteczki, i położyłam się na brzuszku. Ale On miał jakieś inne wyobrażenie i kazał mi wstać, i oprzeć się rękami o łóżko. Zrobiłam tak, tak też lubię i poczułam pierwsze silne uderzenie. Za chwilę kolejne i jeszcze jedno. Szybkie i zdecydowane takie jak lubię. Ból powoli stawał się dokuczliwy, ale tak właśnie lubię. Okno było otwarte i uderzenia odbijały się echem od budynków. Uśmiechnęłam się na myśl o tym jak bardzo musi to być słychać na zewnątrz. Czułam, że zrobią mi się ślady, bo pas padał często w jedno miejsce. Nie próbowałam się wiercić, bo to byłoby dla mnie bardzo niekorzystne. K. przestał na chwilę, przeszedł na moją drugą stronę i znowu zaczął bić. I to wcale nie lżej, ani nie wolniej. Byłam już niemało podniecona, a każde zdecydowane i silne uderzenie to potęgowało. Po dłuższej chwili nie czułam już bólu tylko błogość. Zaczęłam przymykać oczy. K. uderzył jeszcze kilka razy i przestał. Wyprostowałam się i złapałam za pupę. Mmmmm taka gorąca i pulsująca. Zerknęłam jak bardzo jest czerwona. I była nie tylko czerwona ale też miejscami zrobiły się małe ślady. - Nooo to teraz się dopiero zmęczyłeś, co? :) - Nic już lepiej nie mów tylko idź do kąta, tego między szafą a ścianą :) - Ooo teraz jest nowy kącik, przy nowej szafie, takiej ładnej i ciężkiej... :D Poczułam jeszcze jednego klapsa i poszłam do kąta. Fajnie tam było, pupa pulsowała i szczypała przyjemnie, szafa pachniała nowością i można było komentować ścianę: - Ale ta ściana już brudna, a to będzie trzeba pomalować, tylko na jaki kolor... hmmm... mam dwa na myśli, nie wiem na który się zdecydować... a najwyżej pomaluje się na jednej, a jak się okaże, że jednak nie pasuje to będzie trzeba przemalować.... :D :) Stałam tyłem więc mogę się tylko domyślać jaką minę miał mój K. Pewnie osłupiał, bo przez chwilę panowała cisza jak makiem zasiał, po czym podszedł do mnie i dał małego pieszczotliwego klapsa ;) 

Cassy

Miłe poranki i nie tylko poranki... :)

Siedziałam na kanapie K. podszedł do mnie jak gdyby nigdy nic, kazał mi wstać,ściągnął mi spodnie i majteczki, i przełożył mnie przez kolano. Ucieszyłam się i pomyślałam sobie 'ale fajnie'. Bił całkiem mocno, czułam jak siła uderzenia przechodzi przez całe moje ciało, ale nie zrobiło mi się  nawet gorąco. Moją pupę ogarnęło lekkie pulsowanie, ale leżałam spokojnie i delektowałam się. Trwało to jeszcze dłuższą chwilę a kiedy uświadomiłam sobie, że zaczyna mnie już boleć K. kazał mi wstać. Nie musiał nawet nic mówić, widziałam, że udał się w kierunku szafy, więc położyłam się na brzuchu. Wrócił z pasem i ponownie zaczął bić. Robił to wyjątkowo mocno bo krzywiłam się od samego początku. Chciałam zacząć się wiercić żeby nie było tak łatwo, ale jednak zrezygnowałam. Ku mojemu zaskoczeniu szybko przestał i schował pas. Wstałam lekko oszołomiona tym co się dzieje, bo nie wiedziałam dlaczego, po co, czemu tak, bólu prawie nie czułam ale byłam zadowolona :) Nie minęło 5 minut kiedy zaczepiłam mojego K. a On bez żadnego wahania kazał mi opuścić spodnie i ponownie przełożyć Mu się przez kolana. 'Jaki stanowczy' pomyślałam i zrobiłam co kazał. Teraz zaczął bić o wiele szybciej, mocniej, aż zaczęłam się wiercić i wierzgać nogami. Przytrzymał jedną ręką moje nogi a drugą ciągle bił. 'Cokolwiek Mu dzisiaj jest to podoba mi się to!' pomyślałam i zaczęłam się kręcić jeszcze bardziej. Nic to nie dało, tylko się zmęczyłam i poczułam jeszcze mocniejsze uderzenia. Ręce zaczęły mi się pocić i teraz już zrobiło mi się naprawdę gorąco. K. był dziwnie milczący, nie wiedziałam w sumie o co chodzi, czy On chce się ze mną pobawić czy może jest zły, czy sobie ze mnie żartuje... ale poddałam się temu co robił. I powtórka z rozrywki; kazał mi wstać i podszedł do szafy. Za chwilę leżałam już na brzuchu i czułam pierwsze uderzenia. Słyszałam dźwięk spadającego pasa, było mi niesamowicie gorąco i pociłam się jak jakaś mysz. Zaczęłam się wiercić coraz bardziej i bardziej, aż w końcu dotarło do mnie, że mnie to wcale nie boli i..... obudziłam się :) Byłam cała spocona i podniecona, K. chrapał koło mnie niemiłosiernie i było po 5:00 rano. Kilka ruchów udami i czułam, że zaraz dojdę. Już wiedziałam co będziemy robić tego poranka :) ' I co teraz obudzić Go żeby mi spuścił lanie?', 'Hmmm no nie odmówi, ale to będzie bardzo słychać', 'To może obudzić Go na sam seks...'... rozmyślałam i podniecałam się jeszcze bardziej. Nie mogłam już słuchać jak chrapie, więc "przypadkowo" dostał kopa i przestał :) Oczywiście się nie obudził. Ale są na to sposoby, wystarczy złapać i pociągnąć za odpowiednie "sznurki" ;) Ledwo otworzył oczy, ale już wiedział w którym kierunku zmierzać rękami ( i nie tylko rękami) :)  - Weź dawaj łyżkę drewnianą jej tak nie słychać, wiesz co mi się śniło?! :)  - Domyślam się co :)  - No to weź idź do kuchni, no idź, no idź :) K. uśmiechnął się i poszedł do kuchni. - To jak już wstałeś to podaj mi też jajeczko :) Zaczął grzebać w szufladzie a ja przełożyłam się przez kołdrę i poduszki, niechlujnie i pośpiesznie. Nie mogłam się już doczekać. K. podszedł do mnie podał mi jajeczko i uderzył lekko łyżką. To wcale nie zabolało ale myślałam, że zaraz dojdę. Uderzył znowu tym razem mocniej i zaczął bić rytmicznie. Bolało, pojękiwałam trochę i przechodził mnie dreszcz. Włożyłam jajeczko tam gdzie powinnam i zaczęłam jęczeć już bardziej z rozkoszy niż z bólu. - Chcesz tak dojść?, zapytał K. a ja nie odpowiedziałam nic tylko dalej jęczałam i przewracałam oczami. - Chyba jednak chcesz :) - Chce... wydusiłam z siebie i poczułam mocniejsze i szybsze uderzenia. Jednocześnie było mi baaardzo przyjemnie, czułam, że zaraz odpłynę. Im byłam bliżej orgazmu tym mniej odczuwałam ból. Jęczałam i nie kontrolowałam tego wcale. - Jak tak dalej będziesz jęczeć to zaraz się na Ciebie rzucę :), powiedział K.  - Sąsiedzi to mają od rana "koncert", wydyszałam z uśmiechem ale i z wysiłkiem.  - A niech słuchają i zazdroszczą, skwitował K. i uderzył mnie jeszcze mocniej. W tym samym momencie moje ciało ogarnęła rozkosz nie do opisania, wiłam się, jęczałam i gryzłam poduszkę :) Po orgazmie zorientowałam się, że K. już mnie nie bije i przypuszczam, że przestał w momencie kiedy doszłam :) Złapałam oddech, poprawiłam swoją pozycję i widziałam, że zaraz dojdę znowu. K. położył dłoń na mojej pupie i nie musiał nawet nic więcej robić kiedy ponownie zaczęłam szaleć :) Ale wciąż było mi mało. Tym razem wiedziałam, że może mnie zaspokoić tylko coś większego :) I tak też się stało :) Po skończonym, udanym jak zawsze zresztą seksie, wróciliśmy do Naszej standardowej pozycji; czyli ja na brzuszek, K. na plecy i rączka na mojej pupie :) Zasnęliśmy błogo.
Budzę się, patrze na zegarek 10:20. 'Hmmm śniło mi się, że mi się śniło a później się obudziłam i był seks czy jednak nie?' Kładę się na plecy; uuu pupa boli, jednak mi się nie śniło :) Ale siniaki są na pewno nierówne... :)  To gdzie ten magiczny "sznureczek"? :D


Drogi W. bardzo, bardzo Cię przepraszam, że jeszcze nie tym razem to o co prosiłeś, na to potrzebuję o wiele więcej czasu, którego teraz niestety nie mam.
Pytacie co się dzieje, że nie piszę. Otóż bierzemy za 3 tygodnie ślub i cały swój czas poświęcamy na przygotowania :) Bardzo Was proszę o wyrozumiałość w tej sytuacji i obiecuję wszystko nadrobić! :)

Pozdrawiam :*

Cassy

Nie bądź taki szybki bo... ja to wykorzystam :)

Dzień jak każdy inny. Nie mieliśmy żadnych planów. Chodziłam sobie i śpiewałam: " Przecież zwykły dzień to nie koniec świata...", "Przecież zwykły dzień dobrze się układa..." Stopniowo coraz głośniej żeby wyraźnie dać mojemu K. do zrozumienia, że mi się jednak zaczyna nudzić. Pozwolił abym tak się jeszcze powygłupiała przez chwilę po czym powiedział: - No dobra, lanie chcesz? :) - A właśnie, że nie chce... chce coś innego. Oko Mu się zaświeciło, wiedział co mam na myśli, od razu jakiś taki bardziej żywy się zrobił, żeby nie powiedzieć "ruchawy"... :D Ale ja miałam ochotę na mocniejsze doznania. - Dawaj na podłogę i bardzo brutalnie rób co Ci się żywnie podoba, poinstruowałam mojego K. Kilka sekund później leżałam już na dywanie, zupełnie naga. - Zwiąż mnie mocno, sznurek jest w szafie. K. nawet nic nie powiedział, wstał pośpiesznie i przyniósł Nasz sznurek. Zaczął mi wiązać ręce. - Dawaj do kaloryfera i mocniej! Uśmiechał się tylko i kombinował ze sznurkiem. - Wiesz co czekaj, pokaże Ci jak można fajnie związać, weź to odplącz. Zrobił jak powiedziałam i zaczęłam tłumaczyć Mu jakiego to sposobu się ostatnio nauczyłam. Niestety nie wychodziło takie pokazywanie w powietrzu, wiec zaproponowałam: - To daj ręce pokaże Ci, to jest tylko kilka ruchów. Całkiem sprawnie mi poszło, raz, dwa i wszystko było gotowe. - A teraz spróbuj rozwiązać. K. zaczął się szamotać i strasznie niezgrabnie Mu to wychodziło :) - Zaciska się coraz bardziej, skąd Ty się tego nauczyłaś? - W internecie wszystko można znaleźć, im bardziej się szarpiesz tym mocniej się zaciska, a odwiązuje się tak banalnie, że aż śmiesznie :) - Jak? - Kombinuj... :) I tak, tak właśnie tak Go zostawiłam :) Przywiązanego do kaloryfera :) Postanowił, że dowie się jaki jest sposób na odwiązanie tego dzieła. Nawet prawie na to wpadł tylko że... sam nie mógł  tego sprawdzić. Po chwili zaczął się już denerwować, no w końcu nastawił się na coś innego niż siedzenie na dywanie ze związanymi rękami :) Och jakie to było pięknie wredne! Pewnie byłby bardziej czujny gdybym ni stąd ni zowąd wyskoczyła z tym sznurkiem ale w takiej namiętnej sytuacji... :) Wiem, wiem to bardzo wredne, złośliwe i w ogóle :) Nie w głowie mi było szybko Go oswobodzić. I naprawdę może powinnam się bardziej hmm ukierunkować na sztukę jaką jest bondage, bo wiązanie było bardzo dobre aż byłam z siebie dumna :) - Nie no, nie dam rady tego odwiązać, prędzej wyrwę ten kaloryfer, denerwował się K. Ale służyłam Mu dobrą radą: - Wiesz jak królik wpadnie w potrzask to potrafi sobie odgryźć łapę... No może darujmy sobie rękę ale sznurek możesz przegryźć... :) - Aaaa ale Cie dorwę! - Ciekawe jak... - Poważnie Ci mówię, ten sznurek się już mocno zacisnął... - Nie trzeba było się szarpać... - Sama mi kazałaś! - Ja? :> Oczywiście na tym wcale nie koniec, przecież dopiero zaczęłam Go drażnić... - Hmmm ciekawe kto tam jest na gg... Kurcze cienko, to może na czacie... O! Jest M! I zaczęłam rozmowę :) K. już troszkę szybciej oddychał, hmmm denerwował się? :) Za chwilę powiedział: - No dobrze ja wiem, że Ty tak specjalnie mnie drażnisz, ale już wystarczy. - Hahahahahahaha wiesz, że M. Pisze, że........ hahahahaha, no nie mogę... Chyba nikt nie lubi jak się go ignoruje... ;) Za chwilę wstałam i podeszłam do K. przytuliłam Go i powiedziałam: - Chyba Ci się tutaj troszkę nudzi co...? -Yhym. -To ja Ci zapewnię rozrywkę! I zaczęłam Go łaskotać :) Tak śmiesznie się wiercił... :) I znowu odeszłam. Rozmawiałam w najlepsze na czacie i nagle usłyszałam: - Naprawdę mi już ręka sinieje.. - O nie! To tak nie może by! Wykrzyknęłam. Podeszłam do K. i zaczęłam Go odwiązywać. - No wiedziałem, ze Cię przekona moje dobro :) - E tam! A czym byś mnie bił?! :) - O Tyyy! Akurat uwolniłam Mu ręce i zaczęłam uciekać :) Nie było za bardzo gdzie więc szybko mnie dorwał :)
Przerzucił mnie przez kolano prawie tak samo brutalnie jak wtedy na dywanie :) I zaczął bić. Łatwo było nie miałam nic na sobie. I to mocno bił. Zrobiło mi się momentalnie gorąco. Pupa zaczęła szczypać a po chwili pulsować. A On bił jakby coraz mocniej. Wierciłam się i popiskiwałam, ale nic z tego, wcale nie było lżej. A nawet odwrotnie bił szybciej czyli odczuwałam to mocniej. Tego dnia jakoś wyjątkowo wrażliwa byłam na ból. Ale co ja bym miała nie dać rady? :) Walczyłam sama ze sobą żeby się nie ruszać a tym samym pokazać, że nic sobie z tego nie robię. Ale K. bił tak mocno i szybko, że ledwo dawałam radę. Dłonie mi się spociły jak zawsze i było coraz bardziej gorąco. K. rozkładał uderzenia po całej pupie a czasami i udach więc miało co pulsować :) Pomyślałam, że zaraz Go ugryzę to może przestanie chociaż na chwilę ale zanim zdążyłam to zrobić kazał mi wstać. 'Oho, oho, oho' pomyślałam pewnie będzie pas. No i oczywiście, że tak było. K. kazał mi się oprzeć o łóżko, złożył pas i zaczął bić. Ale nie bolało mnie to już jakoś szczególnie, przynajmniej na początku :) Zauważył, że nie rusza mnie to, więc zaczął uderzać mocniej. Dużo mocniej. Kolana zaczęły mi się uginać, pojękiwałam troszeczkę ale twardo stałam nadal. Czułam jak mocno pulsuje mi pupa i wyobrażałam sobie jak bardzo musi być czerwona. K. przestał na chwilę, przeszedł na drugą stronę i znowu zaczął bić. Ból stawał się już powoli nieznośny. Zaczęłam kręcić trochę pupą, ale nic to nie pomogło. Nagle poczułam jeszcze mocniejsze uderzenie, po nim kolejne i jeszcze jedno. Aż się zdziwiłam i wyprostowałam. - No to jak już stoisz normalnie, to może sobie teraz postoisz trochę w kącie. - Jak mnie tam zaniesiesz... I faktycznie złapał mnie i zaniósł do kąta! :D Mogłabym się jeszcze wtedy spierać, targować ale rozśmieszyło mnie to, więc już grzecznie się poddałam :)
Stałam w kąciku cichutko i wiedziałam dobrze, że to na peeewno nie koniec. Pomacałam sobie pupę, oczywiście żywy ogień i ochłonęłam trochę. Nie stałam tak długo, K. przez chwilę się zakręcił w kuchni ale zaraz wrócił i kazał mi wyjść. Nie- to że był w kuchni nie oznacza, że przyszedł z łyżką ;) Do łask wrócił Nasz bambusowy kijek, którego w sumie już dawno nie używaliśmy. Oparłam się o biurko i zaczęło się. Przy pierwszym uderzeniu nie było tak źle. O wiele gorzej było przy następnych, które spadały raz za razem. Sama nie wiem czy pierwszy słyszałam świst czy czułam uderzenie... :) To były bardzo dotkliwe uderzenia; czułam przeszywający ból i pieczenie. Nie ruszałam się, nie chciałam żeby kij trafił w inne miejsce niż pupa. Znowu zrobiło mi się gorąco a kolana zaczęły się uginać. Wiedziałam, że będą pręgi, czułam jak miejsca uderzenia zaczynają puchnąć. Jednocześnie zaczęło mi się robić bardzo błogo, już dawno byłam podniecona, ale to co się teraz działo z moją cipeczką było cudowne. Nagle przestał, ale przyłożył kijek do mojej pupy i powiedział: - Ostatnie trzy. I momentalnie poczułam pierwsze uderzenie. Następne jeszcze mocniejsze. Zacisnęłam ręce i poczułam trzecie najsilniejsze. Koniec. Pozwolił mi wstać. Pomasowałam sobie pupę a zaraz po mnie zrobił to K. :) Pulsowała i było mi bardzo przyjemnie. - No to chyba o to Ci chodziło? :) - No prawie... Chodź w końcu na ten dywan... :)


Cassy

A bo mi się chce i już!

- Chodź szybko coś Ci pokaże! Wbiegłam do łazienki krzycząc do mojego K. - Ale co się stało? -No chodź, bo zaraz zniknie! Złapałam Go za rękę i zaczęłam ciągnąć do pokoju. - Spokojnie już idę :) - No chooo! Przyciągnęłam Go tak do pokoju a On rozglądał się dookoła i nie wiedział o co mi chodzi. - Siadaj, pokazałam na łóżko. - Co mi chciałaś poka... Nie zdążył dokończyć kiedy szybkim ruchem opuściłam spodnie i majteczki, i przerzuciłam Mu się przez kolana. Wypięłam mocniej pupę i zaczęłam nią potrząsać, na znak tego jak bardzo domaga się lania. Cóż On mógł innego zrobić; zaśmiał się, załaskotał mnie, powiedział zaczepnie "Och Tyyyyy" :) i poczułam pierwszego klapsa. Tak, tak nie bolało :) Kolejne klapsy spadały szybko, ale nie powodowały bólu czy dyskomfortu a wręcz przeciwnie. Śmiałam się cały czas, chociaż tutaj lepsze byłoby słowo cieszyłam. Kiedy K. zaczął uderzać mocniej postanowiłam Mu wtórować i przy każdym razie krzyczałam "ałć!", "ałć!", "ałć!", "ałć!", "ałć!"... Nie to żeby mnie to aż tak bolało, ja co najwyżej pojękuje jeśli już, a to była tylko taka zabawa :) Podnieciłam się już niemało, więc zaczęłam ocierać się cipeczką o nogi mojego K. On oczywiście wie czego to jest oznaka i przeważnie w tym momencie zaczyna głaskać moją pupę i wkładać palce tu i ówdzie. Dla mnie jednak to było za mało i ponownie pomachałam pupą. K. złapał mnie za jeden pośladek i ścisnął, bardzo to lubię, zawsze wtedy przewracam oczami ale w takiej pozycji ciężko było aby to zauważył ;) I zaczął bić. Pupa już była gorąca a K. mówił, że jest też bardzo czerwona. Było fajnie, mogłabym tak leżeć i leżeć. No ale przecież w końcu zacznie Go boleć ręka więc nie mogę tak tylko myśleć o sobie :) W pewnym momencie przestał i powiedział: -No cała pupa czerwona, idź zobacz. Wstałam, wykręciłam się ile mogłam i udało mi się dostrzec, iż jest naprawdę ładnie czerwona. Nie leciałam do lustra, wystarczy, że zobaczę kątem oka odcień czerwonego na mojej pupie, a resztę przecież czuje :) Gdybym miała ślady to wtedy owszem poszłabym do lustra, a w takiej sytuacji to co innego. -No! Teraz to ja mogę funkcjonować z gorącą, pulsującą pupą :) Nabrałam trochę życia- pupa przyjemnie szczypała i pulsowała, a między nogami miałam mokro. Ech to jest to :) K. udał się z powrotem do łazienki aby wziąć prysznic a ja wciągnęłam majteczki i spodnie, usiadłam przy komputerze i zaczęłam odpisywać na maile. Nie wiem kto to wymyślił, że rzekomo po laniu tak się strasznie niewygodnie siedzi... Jak dla mnie jest wręcz miło, cieplutko i w ogóle :) I nieważne czy to jest miękkie czy twarde krzesło. Pewnie- gdybym miała jakieś niesamowite pręgi to może byłoby źle, albo by mnie chyba musiały boleć kości czy mięśnie od jakiegoś katowania, ale po ręce, pasie czy np. szczotce... nie no bez przesady :)
Kiedy K. wyszedł z łazienki, przyszła moja kolej a On zajął się szukaniem jakiegoś filmu na wieczór. Nie spieszyłam się, chlapałam się powolutku, a nawet wygłupiałam się trochę przed lustrem ;) Gdy w końcu wyszłam film już czekał więc zasiedliśmy do oglądania. Mniej-więcej w połowie filmu wstałam, zatrzymałam odtwarzanie i hop znowu na kolana :) Miałam na sobie już tylko koszulkę więc pupa od razu była goła. - Oj, oj, oj znowu? :) zapytał K. a ja tylko pomachałam nogami w powietrzu, wyrażając swoje zniecierpliwienie. Zaśmiał się i zaczął bić bardzo szybko i dość mocno. Nie przerywał ani na chwilę, a ja machałam nogami i kręciłam się ile mogłam. Ale On nie przestawał, bił jak szybko tylko mógł, a mi automatycznie zrobiło się gooorącooo :) To już całkiem mocno bolało, ale było świetnie. Przestał, pogłaskał pupę i znowu to samo. Ja już łapałam Go za nogi, łaskotałam, nawet próbowałam gryźć, ale nic z tego- bił dalej. Znowu przestał. Chyba się troszkę zmęczył, bo jakoś tak głęboko oddychał ;) Ponownie podniósł rękę a ja zaczęłam wierzgać jakby już mnie bił, mimo tego, iż wcale tak nie było. K. zaczął się śmiać, dał mi jeszcze kilka mocnych klapsów i pomógł wstać. - Już teraz znowu ciepło w pupę? :) - No może być :) Odpowiedziałam zadowolona. Oglądaliśmy dalej film kiedy ni stąd ni zowąd, poderwałam się, ponownie zatrzymałam i spojrzałam na mojego K. - Nieee, no nieee :) powiedział, wstał, podszedł do szafy, wyciągnął pas, kazał mi się oprzeć o biurko i zaczął bić. Ale nie tak szybko jak wcześniej. To już mnie nieźle bolało, pupa była przecież już zbita. Pojękiwałam troszeczkę, ale w końcu czułam, że może na dziś mi wystarczy :) Ręce zaczęły mi się pocić, ale wypinałam pupę ile mogłam. Ból stawał się powoli nieznośny, czułam jak pulsuje całe moje ciało, ale nie chciałam jeszcze przerywać. K. przestał na chwilę, poprawił sobie pas, przyjrzał się mojej pupie i uderzył. Znacznie mocniej niż wcześniej. I kolejny raz. Starałam się nie ruszać , zaciskałam dłonie na brzegu biurka i było rewelacyjnie! :) Uderzenia były mocne i dokładnie wymierzone. Między moimi nogami było bardzooo mokro i gorąco. Na koniec 3 wyjątkowo bolesne razy i mój głośniejszy jęk. - Już są małe ślady, stwierdził K. - Dobra chodź obejrzymy ten film do końca :) Było mi duszno więc ściągnęłam już koszulkę, przytuliłam się do mojego K. i oglądaliśmy. Tuż przed samą końcówką nagle wstałam a mój K. krzyknął: - Aaaaaa! :) Ty mały napaleńcu :) I podbiegł do pasa. Na co ja  spojrzałam na Niego uśmiechnięta i powiedziałam: - O co Ci chodzi, idę siku.... :) 

Cassy

...bo się pomylisz :)


Od samego rana mój K. chodził bardzo ostrożnie i patrzył mi non stop na ręce. Wiadomo- prima aprilis :) W sumie to nie wiem czy to jakiś wyjątkowy dzień skoro On prima aprilis ma ciągle, ale był czujny; wiedział, że nie przejdę koło takiej okazji obojętnie. Oczywiście plan już miałam, tylko trzeba się postarać żeby naprawdę się nabrał. A to szczególnie w takim dniu nie będzie takie proste. Ale z moim doświadczeniem.... :D Czekałam aż tylko wyjdzie z domu, potrzebowałam trochę czasu, cholera nie trochę a sporo, ale to było proste; kup po drodze to i tamto... ale koniecznie takie a takie... i jeszcze w trakcie coś wymyślę ;) Wiedziałam też, że K. domyśli się, że czekam na Jego wyjście, każdy by się domyślił, to stawiało przede mną jeszcze wyżej poprzeczkę.
W końcu wyszedł a ja mogłam się zabrać za to co planowałam. Myślałam nad jakimś błahym powodem, tak żeby zorientował się, że Go nabieram. Miałam w głowie mnóstwo takich pomysłów ale każdy zbyt banalny. Wymyśliłam. Zadzwoniłam do mamy i poprosiłam Ją żeby mówiła, że właśnie do Nas jedzie kiedy będzie dzwonił do Niej K. Później zadzwoniłam do K. i powiedziałam Mu, że moja mama przyjeżdża i żeby poszedł po Nią na dworzec, bo ma ciężką torbę itd. Oczywiście, że nie uwierzył i pierwsze co dzwonił do mojej mamy. Ale Ona wedle mojego życzenia powiedziała, że jedzie i niedługo będzie. Mimo wszystko mój K. nie był pewny czy to nie żart i ponownie do mnie zadzwonił:
- Ja jestem na 90% pewien, że to żart.
- No jaki żart, przecież miała przyjechać tylko nie powiedziała dokładnie kiedy, zresztą dzwoniłeś to chyba jasne, że jedzie.
- Ja już Was znam :) Na pewno mnie nabieracie, a nie uśmiecha mi się teraz biec na dworzec.
- Jezuuuu, no weź idź mówię Ci, pójdziesz to się przekonasz, a jak nie chcesz to widzę, że sama muszę iść.
- Pójdę, pójdę, bo może akurat to nie żart, ale jeśli jednak...
- No idź, bo zaraz będzie.
Poszedł. Wiadomo było, że On w to średnio wierzy, ale udał mi się zasiać troszkę niepewności, a to dobrze. Pójdzie tam zadzwoni do mojej mamy a Ona Mu powie "prima aprilis". Będzie myślał, że to już po wszystkim, że to właśnie taki numer szykowałam... I w ten sposób wykonałam pierwszą część planu. Teraz miałam czas. Zanim pójdzie na dworzec i wróci, a jeszcze zakupy po drodze... :)
Musiałam się porządnie przygotować, żeby być wiarygodną. Wiedziałam, że Jego czujność będzie już uśpiona, chociaż nie wiadomo, być może pomyśli, że na tym nie koniec. Zresztą to co chciałam zrobić wymagało poniekąd precyzji. 'Dam radę, to nie będzie takie trudne' pomyślałam i wyciągnęłam z szuflady kopertę. W kopercie był list, ze skarbówki, że wzywają K. bo trzeba było nadać nowy nip i takie tam. Zeskanowałam ten list i wrzuciłam do photoshopa. Zmieniałam troszkę tekst. Dorzuciłam też odpowiednie pouczenie. I teraz najgorsze- podpis na pieczątce. Musiałam go wymazać. Bardzo dokładnie i pomału usuwałam ślad długopisu. W pewnym momencie zadzwonił mój K.:
- I co? Mówiłem, że to żart? Ale tym razem nie dałem się nabrać!
- Jak to nie skoro i tak tam poszedłeś? :)
- No na wszelki wypadek ale i tak czułem, że mnie nabieracie.
- Ale i tak spory kawał drogi nadrobiłeś :D
- Bo myślisz, że ja nie wiem, że Ty chcesz w pupę dostać :)
- To ja się przygotuje co? :)
- Dobrze tak jak chcesz :)
Ok udało się :) Wiedziałam, że pewnie pomyśli, iż przygotuje pas, miejsce na łóżku albo kijek. A ja miałam w planach coś innego :) Robiłam dalej tą pieczątkę, miałam coraz mniej czasu. Czasami drgnęła mi ręka i musiałam cofać i poprawiać. W końcu skończyłam. Nie było idealnie, ale pomyślałam, że podpisze się jakimś zawijasem i nie będzie nic widać. Rozjaśniłam, poprawiłam kontrast. Wydrukowałam i wyszło mi krzywo. Zaczęłam się denerwować. Czas mi uciekał. Wydrukowałam jeszcze raz i było dobrze. Wyrzuciłam tamtą kartkę, a na "liście" podpisałam się jakimś ślaczkiem. Gotowe. Zadzwoniłam do K.:
- Słuchaj tutaj przyszło do Ciebie jakieś pismo ze skarbówki.
- Jakie znowu pismo?
- No nie wiem, otworzyć?
- Otwórz, otwórz. (czyli koperta z głowy wystarczy tylko ta stara, nawet nie zwróci na nią uwagi)
- Tutaj piszą, że wzywają Cię ponownie w celu nadania nowego numeru nip. I, że to już drugie zawiadomie.....
- Jaki numer nip??? No przecież byłem tam ostatnio i wszystko było ok?!
- A ja wiem??? Pewnie mają burdel w papierach i nic nie wiedzą...
- A może Ty mnie znowu nabierasz?
- Oj daj już spokój, trzeba to załatwić, bo się nie odczepią. Zresztą przyjdziesz sam zobaczysz.
- Za 5 minut będę, jestem już blisko.
Czekałam niecierpliwie, mimo wszystko trochę bałam się, że nie wyjdzie, że się zorientuje, że coś zauważy, albo, że sama coś przeoczyłam.
Usłyszałam kroki na schodach, otworzyłam drzwi. Wszedł zmachany K. spojrzał na mnie i powiedział: - Nic nie przygotowałaś do lania? Chyba chciałaś? - No chciałam, chciałam ale przez ten list nic nie zrobiłam, ja nie wiem czego Oni znowu chcą... - Pokaż ten list. - Tam na biurku leży. K. podszedł do biurka na którym leżała koperta a koło koperty "list". Wziął go do ręki i zaczął czytać. Nie zorientował się totalnie nic :) - No kurr....! Czy to jest normalne? Ostatnio tam dwie godziny spędziłem i co znowu? Bo nie wiedzą sami co robią?! - Najwidoczniej tak, musisz po prostu iść tam i wyjaśnić, to nie powinno długo zająć. Najlepiej dzisiaj. - Nieee już pójdę w poniedziałek. - Jak w poniedziałek? Kiedy? Przecież idziesz do pracy. Idź teraz jeszcze zdążysz. Mówię Ci lepiej teraz i mieć z głowy. Poza tym po co ryzykować, że znowu się przyczepią. - A pójdziesz ze mną? - No właśnie miałam taki zamiar żeby z Tobą iść ale tak mnie coś głowa znowu boli... nie czuje się na siłach. Przez ten list i głowę chyba jednak sobie odpuszczę lanie... :( - Dobrze to ja sam pójdę. Weź może jakąś tabletkę. - Już brałam. Położyłam się, z tego "bólu", a mój K. wziął "list" i wyruszył. Nie mogłam dopuścić do tego aby pokazał to "pismo" w skarbówce, więc poczekałam trochę, tak żeby odszedł spory kawałek od domu i zadzwoniłam:
- Gdzie jesteś?
- W przejściu podziemnym. A coś się stało?
- Ano stało się :) PRIMA APRILIS!!!
- Co...?
- No prima aprilis, wracaj do domu, nic nie przyszło, ja ten liścik zeskanowałam :D
- Żartujesz? Powiedz co i jak bo nie wiem już w co mam wierzyć, bo może teraz mnie nabierasz?
- No zeskanowałam i przerobiłam w photoshopie, możesz być spokojny, nie musisz tam iść. Chodź do domu.
I się rozłączyłam. Ale za sekundę zadzwoniłam ponownie i powiedziałam: - A widzisz! Jednak Cię nabrałam! :D Znowu się rozłączyłam, rzuciłam telefon i zaczęłam się szykować, wiadomo do czego :)
Wyciągnęłam spodenki z szafki, pobiegłam do łazienki, zmoczyłam je i zaczęłam wciągać na siebie. Jak zwykle ubieranie mokrej rzeczy nie jest takie łatwe, a jakoś nie uśmiecha mi się ubrać je na siebie i zmoczyć się zimną wodą :) I tak były zimne, ale to już co innego. Wyciągnęłam pas i pobiegłam znowu do łazienki po szczotkę. Spieszyłam się bardzo wiedziałam, że zaraz przyjdzie K. Zaczęłam układać poduszki na łóżku, kiedy usłyszałam szybkie kroki na schodach i przekręt zamka. K. wpadł do pokoju jak burza, rzucił okiem na to co jest przygotowane. Nie miałam nawet czasu na to aby się z Niego śmiać, bo ogarnęło mnie maksymalne podniecenie, a nie śmiech. Złapał szczotkę i moją rękę, podprowadził mnie do biurka i rzucił krótkie: - Oprzyj się. Oparłam się i wypięłam pupę. Od razu poczułam dość szybkie uderzenia. Zapiekło niemało, więc poderwałam się do góry, ale zaraz wróciłam do wcześniejszej pozycji. Przez mokre spodenki ciągnęło to o wiele bardziej, czułam jak mocno pulsuje mi pupa, jak puchnie i jak robi się coraz bardziej gorąca. K. nie bił bardzo szybko, ale mimo to każde uderzenie było dotkliwe. Miałam wrażenie, że spodenki robią się już suche, a K. sprawiał wrażenie jakby wcale nie miał zamiaru przestać. Zaczęłam się wiercić, ale On nie zwracał na to uwagi, więc zaczęłam uciekać pupą :) K. przytrzymał mnie za plecy i zaczął bić znacznie szybciej. Pupa piekła mnie coraz bardziej i było mi niesamowicie gorąco. Pojękiwałam cicho i stałam już spokojnie. Czułam mocne pulsowanie a ból stawał się już nieznośny. Nagle przestał i dotknął mojej pupy. - Ale gorąca, zobaczymy czy czasami nie ma jakiś śladów. I opuścił mi spodenki. Miałam wrażenie, że pupa zaczęła pulsować jeszcze bardziej. - Nie ma nic, ale to dla Ciebie i tak chyba za mało,co? :) - No przecież ten pas nie bez powodu wyciągnęłam :)  Tylko może pójdę i zmoczę je znowu, co? - To idź. Poszłam do łazienki zrobić to co trzeba, a przy okazji pooglądałam sobie pupę. Była bardzo czerwona ale śladów faktycznie nie było. Bardzo już bolała a tu jeszcze pas... Mokre i zimnie spodenki na gorącą pupę to było coś :)
Poszłam do pokoju i od razu położyłam się na przygotowanym "legowisku". K. podszedł i dotknął mojej pupy. - Nawet przez spodnie czuć jaka jest gorąca :) Wziął pas, złożył go na pół a mnie przeszedł dreszcz, moja cipeczka pulsowała chyba mocniej niż pupa :) Za chwilę poczułam pierwsze uderzenie. Nie zabolało jakoś szczególnie. Następne też nie. Za to dźwięk jaki wydawał pas w połączeniu z mokrymi spodenkami był śmieszny. Czułam jak woda pryska mi na nogi. - Co Ty nie wykręciłaś tych spodni? - Tylko trochę :) Więc musisz szybko bić, bo nie mogę w takich mokrych, zimnych spodni mieć długo na sobie. - Dobrze to ja już zrobię tak, że szybko będą suche :) I zaczął bić bardzo szybko. To już zabolało, zaczęłam wierzgać nogami. Ale K. zaczął tylko bić jeszcze mocniej. Każde uderzenie było coraz gorsze, coraz dotkliwsze i coraz bardziej bolała mnie pupa. Pomyślałam, że wytrzymam i zamknęłam oczy. Łeeee chwile tylko bolało i szczypało. Przeszłam już tą granice więc teraz to lanie może trwać i trwać. K. zauważył, że ja już sobie z tego nic nie robię i kazał mi mocniej wypiąć pupę. Zrobiłam to a On poszedł do kuchni. Do kuchni- czyli po łyżkę. 'O masz' pomyślałam, 'teraz to już będę ślady'. K. podszedł do mnie i powiedział: - I co teraz? - A co ma być? :) I poczułam przeszywający ból. Za chwilę znowu. Bił powoli ale dokładnie. Podskakiwałam przy każdym następnym uderzeniu. Spodenki sprawiały wrażenie jakby przykleiły się do pupy na stałe. Było mi strasznie duszno, ręce mi się pociły. Nie czułam już pulsowania tylko ból. Wiedziałam, że i ten ból kiedyś minie, ale wiedziałam też, że K. nie będzie mnie bił tą łyżka w nieskończoność. Spięłam się cała w sobie, ale przecież wiadomo, że to tylko pogarsza sprawę. Mimo wszystko to taki odruch. Pupa już chyba bardziej boleć nie mogła. Nagle przestał. Pozwolił mi wstać i ściągnąć spodenki. Dotknęłam pupy. Była gorąca jak ogień i sprawiała wrażenie, że puchnie mi w rękach. Za chwilę poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele i szczypanie :) K. zaczął dotykać moją gorącą pupę i zimne nogi. - Prawie nie ma śladów, nie jest Ci zimno? - Mi jest gorąco. - Bo nóżki masz zimne, od tych spodni. - Ale naprawdę jest mi gorąco :) - Hmmm ciekawe czy jeszcze jakiś numer masz przygotowany :) Bo z ta skarbówką to już naprawdę nie miałem wątpliwości jak zobaczyłem to pismo. - Właśnie o to chodziło, ale miałam lekki stres czy się nie zorientujesz :) - Nie, wtedy nie, ale teraz właśnie się orientuje, że rozpinasz mi spodnie :D


Ps. Przepraszam wszystkich, którzy dali się nabrać na moje żarty :D

Cassy

Bardzo miły dzień :)

Boli, szczypie, czuje jak robi się gorąca. Przestał. Podniosłam się z kolan mojego K. z zacięta miną dałam Mu kopa w kostkę, tak jakby nie podobało mi się to, że przerzucił mnie przez kolano :) Dostałam jeszcze jednego klapsa i zaczęłam się ubierać. - Mam nadzieje, że nie pogniotłeś mi sukienki? - Nie, jest ok :) - Też Ci się zachciało tuż przed samym wyjściem. - A co nie lubisz kiedy masz ciepłą pupę i jest Ci dobrze? :) - Dobra, dobra, idziemy :) I poszliśmy zjeść jakiś dobry obiadek na mieście.
Było bardzo miło, jedzenie było dobre, rozmawialiśmy i do domu wcale Nam się nie spieszyło. Naszła mnie ochota na kawę mrożoną więc taką zamówiliśmy. Jak to zwykle w takiej kawie była łyżeczka i rurka. Kiedy oblizywałam łyżeczkę K. patrzył na mnie lubieżnym wzrokiem :) Postanowiłam to wykorzystać. Wkładałam łyżeczkę dość głęboko do ust, za chwilę ją wyciągałam, po czym wkładałam ponownie. Oblizywałam dokładnie językiem i znowu wkładałam. Mogłam sobie swobodnie na to pozwolić, ponieważ siedzieliśmy w miejscu gdzie nie było Nas widać. K. uśmiechał się do mnie, czasami podnosił brwi. Po chwili przestałam pieścić łyżeczkę i przerzuciłam się na rurkę. Z rurką było wygodniej, mogłam nią swobodniej poruszać w ustach. A ruszałam coraz szybciej i wcale nie myślałam o tym aby przestać. Nagle K. powiedział: - Kochanie już wystarczy, bo robi się niebezpiecznie. - Gdzie się robi niebezpiecznie? - W moich spodniach. Ale to było dla mnie niczym doping, więc wróciłam do lizania i muskania rurki. Mój K. zrobił wielkie oczy, a ja mruczałam sobie pod nosem: - Mmmmm ale dobra kawka, o tu jeszcze kropelka została... I wyciągałam język żeby dorwać tę kropelkę. - Kochanie to jest wszystko bardzo miłe, ale mi już jest naprawdę gorąco. Uśmiechnęłam się tylko, wysunęłam stopę z buta i wcisnęłam między nogi mojego K. - Hmmm no faktycznie, widzę, że Ci się podoba. I zaczęłam masować stopą to co tak próbowało przebić się przez spodnie. Nie przerywając wróciłam do pieszczot łyżeczki. K. wyprostowany jak struna i powiedział półgłosem: - Ej nie tutaj, chodź może do domu... - Przecież nikt Nas tutaj nie widzi :) Z mojej kawy nie zostało już nic, więc przejęłam szklankę mojego K.; było tam jeszcze troszkę kawy. Zaczęłam bawić się ponownie rurką i całkiem przypadkiem jedna mała kropelka wpadła mi za dekolt. Musiałam odchylić górną część sukienki żeby się wytrzeć, a że nie było to takie łatwe to odchylałam i odchylałam... :) Cały czas trzymając stopę tam gdzie wcześniej. Za chwilę wróciłam do ssania rurki i w tym samym momencie K. powiedział: - No dobrze, ale już nie żartuje, wysta... - A co nie lubisz kiedy masz ciepło między nogami i jest Ci dobrze? :) przerwałam Mu. Uśmiechnęłam się przy tym jak najbardziej złośliwie tylko umiałam. K. spojrzal na mnie porozumiewawczym wzrokiem i pokiwał głową. - Yhymmm widzę, że Ci mało. - Tobie chyba też, odpowiedziałam i docisnęłam stopę mocniej. K. wzdrygnął się a ja zabrałam nogę, ubrałam buta i zabrałam się za ubieranie płaszcza. - A co Ty robisz? - Jak to co idziemy do domu :) - Ale czekaj, czekaj ja nie wstanę w takim stanie... muszę chwile poczekać. Uśmiechnęłam się zadowolona i powiedziałam: - Taaaak? No co Ty, chodź już, gorąco mi, nie będę czekać. I ruszyłam w stronę wyjścia. K. poderwał się, zaczął ubierać płaszcz i i przyglądał się czy aby na pewno zasłania on Jego kolegę z dołu :) Zasłaniał- ale w żadnym razie nie mógł podnieść rąk :) Miał na sobie spodnie od garnituru, więc naprawdę taka sztuka się odznaczała ;) Przystanęłam przy drzwiach i czekałam na Niego, chociaż przez myśl mi przeszło żeby uciec do domu i nie czekać :) K. bardzo powoli podszedł do kelnerki i zapłacił rachunek, po czym dołączył do mnie i wyszliśmy. - Nie martw się nic nie widać :) stoi jeszcze w ogóle? - Tak, ale już mniej. Zaczęłam się śmiać i nie mogłam się doczekać kiedy już będziemy w domu. - Ty to potrafisz sobie nagrabić :) - No co nie podobało Ci się? Było tak MIŁO :) I znowu zaczęłam się śmiać. Na szczęście do domu nie mieliśmy daleko... :)
Kiedy tylko weszliśmy, rzuciłam szybko płaszcz, ściągnęłam czym prędzej buty i pobiegłam do pokoju. Tam ściągnęłam rajstopy i szybko wyjęłam Naszą mała rózgę. Zaraz po tym wszedł mój K. Złapał mnie za rękę, oparł nogę o łóżko i przerzucił mnie. Już wspominałam, że lubię taką pozycję :) Podciągnął mi sukienkę, dał kilka klapsów i opuścił majteczki. Wziął ode mnie rózgę, którą cały czas trzymałam w ręce i zaczął bić. Trzeba się nią nieźle namachać żeby zaczęło boleć. Na początku prawie nic nie czułam, słyszałam tylko szybkie uderzenia. Za chwilę jednak pupa zaczęła szczypać i robić się ciepła. Nie wierciłam się, leżałam tak grzecznie. Nagle K. zamienił rózgę na rękę i zaczęło boleć znacznie mocniej. Podskakiwałam przy każdym uderzeniu. Czułam jak pupa zaczyna pulsować, zrobiło mi się naprawdę gorąco. K. bił rytmicznie i miałam wrażenie, że coraz mocniej. Zaczęłam się kręcić, bo ból stał się już nieznośny. Reakcja mojego K. wcale mnie nie zaskoczyła; zaczął bić bardzo szybko, a ja tym bardziej się wierciłam ale tylko przez chwilę. Kiedy przestałam to i On zwolnił. Poczułam jeszcze kilka szczególnie mocnych uderzeń i przestał. Podniosłam się, ale przypuszczałam, że to nie koniec i nie myliłam się. - Oprzyj się o łózko, powiedział K. Zrobiłam to i zauważyłam jak wyciąga kijek bambusowy. Wypięłam mocniej pupę. Poczułam jak ponownie podciąga mi sukienkę i przykłada kijek do mojej pupy. Kilka sekund potem poczułam pierwsze uderzenie. Zabolało i to mocniej niż się spodziewałam. Za chwilę poczułam drugie- takie samo. Koleje wcale nie były lżejsze. Starałam się nie ruszać, żeby przypadkiem nie dostać kijkiem tam gdzie nie trzeba. Pupa pulsowała jeszcze mocniej, a przeszywający ból był bardzo dotkliwy. W pewnym momencie sukienka opadła i K. powiedział: - Wiesz co to może ściągnij sukienkę, będzie wygodniej. Było mi to na rękę, zawsze to lżej i nie jest tak duszno. Ściągnęłam i oprałam się z powrotem. K. ponownie przyłożył kij i poczułam uderzenie, tym razem lżejsze. Ale dosłownie za chwilkę kolejne. Bił teraz lżej ale znacznie szybciej. Lekko ugięły mi się kolana i zaczęłam pojękiwać, ale podobało mi się. K. przestał na chwilę i przyglądał się kijkowi, trochę się zaczął "strzępić" na samej końcówce. Wykorzystałam okazję i poprawiłam swoją pozycję. Poczułam kijek na pupie i zaraz potem uderzenie. Mocne jak diabli! Ale nawet nie drgnęłam. Następne identyczne. Kolejne padło troszkę niżej, więc bardziej zabolało, zajęczałam i mocniej wypięłam pupę. Znowu kijek przy pupie i dwa szybkie razy- mocne jak te wcześniejsze. Jęknęłam znacznie głośniej i usłyszałam: - Dobrze koniec są już ślady. Wyprostowałam się i dotknęłam pupę, która piekła i pulsowała, a o tym jak była gorąca to już nie wspomnę ;) Czułam pręgi pod palcami; to było bardzo miłe uczucie. K. podszedł do mnie i zaczął mnie głaskać po zbitej pupie, po pleckach, po ramionach... ;) - Wiesz co tak sobie myślę, że może ja bym dzisiaj poklęczała? - W sumie to nie jest taki zły pomysł żebyś klęczała w kącie. - A kto powiedział, że w kącie... I uklęknęłam przed moim K. rozpinając Mu spodnie... :)

Cassy

Ech ta praca

Siedziałam przy komputerze i oglądałam zdjęcia. Mój K. w tym czasie brał prysznic. Nagle zawołał: - Kochanie sprawdzisz na moim mailu czy jest w końcu mój nowy grafik? - Dobra! Odkrzyknęłam. Sprawdziłam i grafik faktycznie był. Za chwilę K. wyszedł, zerknął na swój nowy plan i ucieszył się: - O, mam jutro na rano, to szybko będę w domu! Co chcesz jutro na obiad? - Hmmm a nie wiem jeszcze coś wymyślimy. Też lubię kiedy idzie do pracy na rano, co się niestety rzadko zdarza. Wtedy mamy więcej czasu dla siebie, możemy gdzieś wyjść i nie muszę na Niego długo czekać. Wkrótce potem położyliśmy się spać, zasnęłam szybko rozmyślając co jutro będziemy robić...
Obudziłam się jak zawsze tuż przed budzikiem. Ledwo zdążyłam uświadomić sobie jaki jest dzień i zadźwięczał telefon mojego K. On nie otwierając oczu wyłączył budzik. Chwilę poleżeliśmy i zaczął grać mój telefon. Zawsze ustawiamy dwa budziki, w odstępie 15tu minut od siebie, kiedy dzwoni ten drugi wiadomo, że już trzeba wstać. K. zwlekł się leniwie z łóżka i poszedł do łazienki. Zrobił wszystko co powinien zrobić przed wyjściem, podszedł do mnie pocałował, przykrył żebym nie zmarzła i wyszedł.
Tym razem długo się na Niego nie naczekałam. Po 40 minutach usłyszałam przekręt klucza i zobaczyłam K. Spojrzałam na Niego pytającym wzrokiem. - No wiesz co przyszedłem do pracy a tam się dziwią co ja tu robię... Mam dzisiaj wolne. Musiałem źle popatrzeć. Włączył komputer i zaczął ponownie przeglądać grafik. Przyglądał się przez dłuższą chwilę po czym powiedział: - Pisze przecież, że mam na rano, to co inny grafik mi wysłali? Ja zakryta po sam nos tłumiłam w sobie śmiech. Dość długo udawałam, że przysypiam ale w końcu K. zorientował się, że mam niezłą zabawę :) Wbił we mnie wzrok a nawet otworzył lekko usta. - Nieee nooo, nieee, nie mów tylko, że to Ty. Zmieniłaś mi grafik? Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, więc pokiwałam tylko głową. K. zrobił wielkie oczy i kontynuował: - To ja wstaje, a tu się okazuje, że wcale nie musiałem... No nie... - A co nie cieszysz się, że masz dzisiaj wolne? :) Zapytałam ciągle się śmiejąc. K. już nic nie powiedział tylko podszedł do mnie i zaczął ściągać ze mnie kołdrę. Nie protestowałam. Kiedy to zrobił ujrzał leżący obok mnie pas. Zaśmiał się i powiedział: -Hmm widzę, że pas to już nawet na moim miejscu leży :) Obróciłam się szybko na brzuch i czekałam aż zrobi z niego użytek. Ale usłyszałam tylko: - Wstań. Zmarszczyłam brwi trochę zdziwiona, a trochę niezadowolona ale wstałam. K. usiadł na łóżku i szybkim ruchem przerzucił mnie przez kolana. Nie miałam na sobie nic, bo śpię nago, więc miał ułatwione zadanie. Od razu zaczął bić szybko i dość mocno. Wierzgałam nogami i wyrywałam się żeby nie miał tak łatwo. W końcu przytrzymał mnie mocno i ciągle bił. Nie przestawał ani na chwilę. Wiedziałam, iż robi tak dlatego bo wie, że ja tak właśnie lubię. Lubię kiedy jest mocno, szybko i bez przerwy. Pupa szczypała i szybko zaczęła boleć. Czułam, że jest gorąca i mi także było coraz bardziej ciepło. K. tym razem nie bił jednostajnie, raz bił mocniej, a raz wolniej. Przyspieszał i zwalniał, raz uderzał kilka razy mocniej, a za chwilę bił przez dłuższy czas lżej. Co najważniejsze nie przestawał ani na chwilę. Podobało mi się to. Czułam jak mam już mokro między udami :) Było mi ciepło ale nie gorąco. Czułam się błogo, leżałam sobie wygodnie, czułam przyjemne pulsowanie. Być może dziwnie to zabrzmi ale taki stan, a do tego ciągły dźwięk uderzeń spowodował, że zaczęłam przymykać oczy. Hmmm to coś jak tykający zegarek, przy którym usypiam całe życie i bez tego dźwięku czegoś mi brakuje. Rozluźniałam się i rozkoszowałam tym co się dzieje. K. ciągle bił i zaczęłam się trochę martwić, że pewnie boli Go już ręka. Za chwilę jednak ją zmienił. To spowodowało, że otworzyłam jedno oko, bo Jego druga ręka była znacznie chłodniejsza a do tego kąt uderzenia był inny. Po chwili jednak wróciłam do poprzedniego stanu. W końcu K. zwrócił uwagę, że całkowicie się poddałam i zapytał: - Wszystko ok? - Yhymmm, wymruczałam. - A co Ty śpisz? Uśmiechnęłam się tylko a On zaczął bić mnie jeszcze szybciej i mocniej. Otworzyłam oczy, ale tylko na chwilę. K. bił raz jedną ręką, raz drugą, trzymając się "zasady" aby ani na chwilę nie przestać. Nagle powiedział: - Wstań i połóż się z powrotem. Zeszłam leniwie z jego kolan i dopiero teraz poczułam, jak bardzo boli mnie już pupa. Położyłam się na łóżku. Rozejrzałam się i sięgnęłam po poduszkę aby podłożyć ją sobie pod biodra. Kiedy już byłam gotowa K. złożył pas i poczułam pierwsze uderzenie- niezbyt mocne. Leżałam spokojnie. Następne były już mocniejsze, bolało ale nie dawałam tego po sobie poznać. Zamknęłam oczy. Bił mnie tak przez dłuższą chwilę i znowu zapadłam w ten błogi stan. Widząc to K. zaśmiał się i powiedział: - Ja wiem, że Ty tak specjalnie robisz, żeby mnie zdenerwować. - Czyli jak? - Udajesz, że śpisz. - Sęk w tym, że nie udaje... :) Pokręcił głową i zaczął bić jeszcze mocniej. Każde następne uderzenie było silniejsze. Sprawiło to, że otworzyłam ponownie jedno oko. A tu ciągle mocniej... Otworzyłam drugie. Mimo wszystko postanowiłam, iż nie pokażę, że mnie boli. Uderzenia było bardzo mocne, było mi gorąco, zaczęłam się pocić. Zamknęłam oczy, tym razem już specjalnie i odwróciłam głowę w kierunku mojego K. żeby na pewno to zobaczył :) Leżałam spokojnie, nie krzywiłam się, potrafię bardzo się w sobie zamknąć i "odizolować się" od bólu. Podczas lania zazwyczaj tego nie robię, nie taki mam przecież w tym cel, ale jestem po prostu bardzo zawzięta. Wiadomo, że po pewnym czasie i tak już przestanie boleć. Trzeba tylko przejść przez tą "magiczną" granicę. Dlatego też moim zdaniem tak ważna jest zmiana przedmiotów, bo wtedy zmienia się też rodzaj zadawanego bólu. K. znacznie zwolnił i uderzał teraz miarowo ale nadal mocno. Zastanawiałam się kiedy skończy, ale na przekór i Jemu i sobie wypięłam jeszcze mocniej pupę. Jemu po to aby pokazać, że nic sobie z tego nie robię, a sobie- żeby udowodnić przed sobą, że potrafię wytrzymać znacznie więcej. Bolało już nie na żarty, więc odwróciłam głowę w drugą stronę i zaczęłam pojękiwać. K. zaczął bić lżej, ale to nie zmieniało tego, że i tak dotkliwie bolało. Nagle poczułam dwa szybkie, mocne uderzenia i przestał. Stwierdził, że zaczynają się robić brzydkie ślady a tego oboje nie lubimy.
Pozwolił mi wstać i powiedział: - Jak Ty się uprzesz to mógłbym Cię bić, pupa by puchła, miejsca na pręgi by już nie było a Ty i tak byś powiedziała, że nie boli :) - Pewnie, a co innego mam mówić skoro tak właśnie jest ;) - Idź zobacz jaką masz czerwoną pupę. Poszłam do łazienki i to bardzo chętnie poszłam. Tam zamknęłam za sobą drzwi, wydałam z siebie kilka niemych krzyków, potańczyłam trzymając się za pupę, po czym oparłam się o zimne kafelki :) Fakt- była czerwona a nawet purpurowa. Wróciłam jak gdyby nigdy nic, uśmiechnięta i zadowolona. W sumie chętnie przełożyłabym Mu się jeszcze przez kolana, ale te ślady mnie powstrzymywały. Podeszłam do mojego K. przytuliłam się i pocałowałam Go. - To co teraz idziesz do kącika? Wykorzystałam to, że było to pytanie z Jego strony i odpowiedziałam: - Hmmm jak ja idę do kącika to Ty sprzątasz :) - No dobrze, ale jeśli ja będę długo sprzątał to Ty będziesz długo stać. Wzruszyłam ramionami i przewróciłam oczami. Długo stać- co to dla mnie. Postoje, podniecę się jeszcze bardziej :) I tak zawędrowałam do kąta z rękami za głową oczywiście. K. sprzątając od czasu do czasu podchodził i głaskał moją pupę. Sprzątania aż tak dużo nie było więc nie stałam długo, raptem niecałe 20 minut. Kiedy już wyszłam miałam ochotę na dalsze przyjemności... :) Ale przedtem jeszcze poprosiłam K. aby zrobił zdjęcie mojej pupy :) Na pewno domyślacie się kto z Was to zdjęcie ujrzy :) 

Cassy

A tak z nudów...

Nuda, melancholia, nostalgia. Ile można pracować? Dobra wytrzymam to tylko ten tydzień... Nie no nie wytrzymam, która to już godzina? Dzwonie. Nie ma zasięgu... czyli jest w pracy, tam nigdy nie ma zasięgu. Oczy mnie już bolą, od komputera oczywiście. Co z tego, że mam ergonomiczne stanowisko hmm "pracy". Czyli czytać też nie dam rady. Co za męki, co za bóle, co za żale. Idę umyć naczynia. Nie będę się spieszyć. Kiedy jestem sama zawsze prowadzę wewnętrzny monolog. Świruje? Nie, nie sądzę. To chyba całkiem normalne, zwłaszcza, iż jestem jedynaczką i często, nawet bardzo często sama sobie byłam towarzystwem.
Myje naczynia, odkładam łyżki na swoje miejsce i... patrzy na mnie. Brązowa, drewniana łyżka. W sumie nigdy nie używana do niczego innego jak do spankingu. Zawsze plącze się w tej szufladzie i przeszkadza. Przez myśl błyskawicznie przeleciały mi słowa: " ... ale jak bijesz na przykład pasem nie masz takiej kontroli nad tym co ona czuje, co innego jest łyżką albo szczotką...". Robię szybki rachunek: Łyżką zwykle boli najbardziej, łyżka zostawia ślady, łyżka nie jest aż tak głośnym narzędziem, łyżka bardzo na mnie działa; dlaczego? Kojarzy mi się z dzieciństwem i z tym jak chodziłam na strych- w wiadomym celu. Łyżką nie trzeba mocno uderzyć żeby zadać ból, można go odpowiednio dawkować, ma się nad tym pełną kontrole... Hmmm zrobiłam kółko do wspomnianego cytatu. Biorę ją do ręki, serce zaczyna mi bić szybciej. Kieruje w stronę pupy. Zatrzymuje się i znowu w mojej głowie pojawia się gonitwa myśli: Zrobić to? Nie zrobić? Nie no, nie muszę, przecież mam K. który zrobi to chętnie. Ale co mi szkodzi? Czy to coś złego? Nie wytrzymam... Ale jeśli to zrobię podniecę się jeszcze bardziej, a i tak mam już mokro. I co wtedy? Jajeczko wibrujące? Nie, już lepiej poczekam na K. Ale nie wiem ile muszę jeszcze czekać... Jeśli się teraz uderzę automatycznie "przypomnę" sobie jaki to ból, a wtedy nie będę tak "zaskoczona" kiedy zrobi to K. Cóż poczekam na Niego. E tam! Uderzyłam się raz. I następny z drugiej strony. Jak mogło mnie to kiedyś kręcić? Przecież to w ogóle od samej siebie nie boli. Pewnie mocniej muszę. Następne dwa razy. Mocniejsze. Poczułam już bardziej ale co z tego jak jakoś tak... hmmm.... nijak. I dobrze. Przyjdzie K. to zrobi to jak trzeba. Będzie zmęczony ale do lania łyżką nie potrzeba dużo siły. I jest już późno, więc nie będzie tak słychać jak pasa, szczotki, paletki...
Dzwoni! W końcu!
- Idę już do domu Kochanie
- O to świetnie, bo ja już czekam i czekam...
- Nie miałem zasięgu jak zwykle, a dzwonił do mnie M. Teraz już nie będę do Niego dzwonił jest za późno, co nie?
- Chyba już lepiej jutro
- A wysłałaś Mu tego maila z rysunkami, prawda?
- No pew... nie, nie wysłałam.
- Co? Ale poważnie pytam
- Mówię, że nie wysłałam i chyba wiesz dlaczego tego nie zrobiłam.. :)
- To pewnie dlatego On do mnie dzwonił... ale ja Mu obiecałem, że dostanie to do 15 mówiłem Ci...
- Hmm no to mamy problem
I rozłączyłam się. Pewnie jest teraz zły. Chociaż znając Go bardziej zawiedziony ale jak dostanie łyżkę do ręki to na pewno ją wykorzysta. Nasłuchuje, wchodzi po schodach. Stanęłam na przeciwko drzwi z łyżką w ręku. Brzęk kluczy i drzwi się otworzyły. Po Jego wzroku było widać- zawiedziony. Ale i zły. Udało się. Zagrywka w "otwarte karty" przyniosła zamierzony skutek. W innym wypadku pewnie domyśliłby się, że oszukuje żeby dostać. Ale kiedy wprost twierdzę: nie, nie wysłałam, po to właśnie żeby dostać lanie, to już bardziej można uwierzyć, iż faktycznie tego nie zrobiłam. Zawsze też zostawiam sobie koło ratunkowe. Gdyby jakimś cudem wydało się, że oszukuje, to przecież oszukuje a za to chyba też należy się kara? :)
K. popatrzył na mnie, na łyżkę i nie ściągając płaszcza ani butów złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju. Cipeczka natychmiast dała o sobie znać. Wskazując mi łóżko rzucił tylko chłodne: - Oprzyj się. Zrobiłam tak a On opuścił mi spodenki i majteczki. Wyciągnął łyżkę z mojej dłoni, bo wciąż ją trzymałam i poczułam pierwsze uderzenie. Nie było mocne ale bolało. Za chwilę drugie, takie samo. Ja to nazywam badaniem terenu. Widząc, że nie rusza mnie to zbytnio zaczął bić szybko co jest najboleśniejszą z możliwych opcji. Bolało, wiedziałam, że na pewno będą ślady. Piekło, szczypało ale było przyjemnie, zwłaszcza między moimi nogami. Zaczęłam kręcić się, podskakiwać, nic to nie dało K. ciągle bił, w ogóle nie zwracał na to uwagi. Było mi gorąco, czułam jak pupa pulsuje, czułam też coraz bardziej dotkliwy, piekący ból. K. zaczął bić mocniej, zaskoczyło mnie to więc oderwałam ręce od łózka i wyprostowałam się. Ale wróciłam zaraz do poprzedniej pozycji. Poczułam wtedy kolejne szybkie uderzenia ale znacznie niżej, co bolało jeszcze bardziej, więc uciekałam pupą i wierciłam się jak mogłam. K. nie mówił totalnie nic. Czyli był naprawdę zły. Super :) Ale moje wiercenie się zaczęło być dla Niego irytujące, więc usiadł szybko na łóżku i przerzucił mnie przez kolana. Sam ten moment jest dla mnie równie podniecający jak samo lanie. Zakleszczył mnie między nogami. Bardzo rzadko to robi. Zaczął bić szybko ale lżej. Podskakiwałam a jakże, dłonie mi się pociły, pupa była gorąca jak ogień. Zwolnił. Ale zaczął uderzać znacznie mocniej. No tak "ma pełną kontrolę" świetnie, lubię to. Bolało już bardzo mocno, ale ja mam taką swoją teorię, że im dłużej bije tym dłużej mogę wytrzymać, w końcu i do bólu w którymś momencie można się "przyzwyczaić". Już się nie wierciłam, zresztą nie miałam jak, pojękiwałam tylko cichutko. Przestał. Dotknął mojej pupy. Pogłaskał. - Wstań. Wstałam a Ona zaraz za mną, w końcu ściągnął płaszcz i buty. Wrócił do pokoju, popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i powiedział: - Wiesz co to ja wyśle te rysunki teraz i  napisze smsa do M. że nie mogłem wcześniej bo coś tam, coś tam... - Ech...to powiem Ci zanim sam zobaczysz, bo już nie wytrzymam, że trzeba było sprawdzić swoją pocztę czy wysłałam czy nie, a potem się martwić :) Przecież jasne, że wysłałam, nawet poprawiłam kilka rysunków w photoshopie żeby były wyraźniejsze :) K. nie odzywał się przez kilka sekund. W końcu przemówił: - I ja się dałem nabrać... zmęczony jestem to pewnie przez to... - No i co będziesz tak stał teraz? Ty mi tak wierzysz a ja Cię tak oszukuje...hmm? :) - Mało Ci? :) Masz już ślady, widziałaś? - Apetyt rośnie w miarę jedzenia :) Wiedziałam, że i tak już mnie nie zbije i liczyłam w sumie na coś innego. Jest bardzo opanowany i drażnić Go nie jest łatwo, ale a nuż widelec się uda ;) K. uśmiechnął się podszedł do mnie złapał mnie za uszko, mocno złapał i zaprowadził do kąta. Ooo tego było mi trzeba. Nie mówił nic o tym jak mam trzymać ręce, oboje byliśmy już zmęczeni. W kącie nie stałam długo. K. w tym czasie wziął prysznic, wrócił i pozwolił mi wyjść. Pupa ciągle pulsowała, była gorąca ale to było bardzo miłe uczucie. Poszliśmy spać. K. cała noc trzymał dłoń na mojej pupie, jak zawsze zresztą a kiedy tylko obróciłam się do Niego plecami atakował moją dziurkę, tak tą w pupie, "przez sen" oczywiście :) 

Cassy