Napiszę wprost- chciałam
dodać całkiem inny post (jaki to nie zdradzę) a po nim dopiero
właśnie ten. Ale pewna przemiła użytkowniczka forum prosiła mnie
o to już chyba ze 3 razy, to zmieniłam plany i postanowiłam
zamienić posty kolejnością. Głupio by mi było jakbym teraz coś
dodała a Tobie nadal kazała czekać :)
Co wrażliwsi od razu
niech sobie darują czytanie, bo opisane lanie będzie tak straszne i
mocne, tak niespodziewanie wykonane, że aż strach o tym myśleć :)
A tak poważnie skupię się na czymś, o czym już wspominałam
kilka razy w opowiadaniach, ale raczej w przelocie. Będzie to coś
co spora część z Was może uznać za nudne i, że to "nie to
samo" a mianowicie będzie to self spanking.
Kilka razy spotkałam się
już z pytaniami typu "po co się sama bijesz skoro masz K.?"
Odpowiadam zawsze: jestem miłośniczką spankingu, lubię to,
uwielbiam, jest jedną z czynności, która mnie najbardziej
podnieca. Odbijam też piłeczkę: a po co Ty się sam/sama
pieścisz skoro masz partnera/partnerkę? Bo lubisz i masz potrzebę.
Czasami traktuję to jako
wstęp do dalszej zabawy, mogę się tym podniecić i chodzić cały
dzień nakręcona na lanie. Może być też odwrotnie; najpierw mogę
dostać jakieś małe lanie a później czuję niedosyt i chce
jeszcze, nie wytrzymuje i robię to sama. Albo ani to ani to. Po
prostu mam ochotę się popieścić i włączę w to spanking. Self
spanking. I nie oznacza to wcale, że później już nie mam na to ochoty z moim K. ;)
Postaram się pokazać
najciekawszą stronę takich self sesji spankingowych. To co teraz
napiszę jest jeszcze bardziej intymną sprawą, moją bardzo bardzo
osobistą, dziejącą się w mojej głowie i dziejącą się "za
pomocą" mnie samej.
Jestem sama w domu. Jest
jakaś sytuacja, która mnie podnieci, coś sobie przypomnę albo
zobaczę. Zaczynam się pieścić. Czasami się pieszczę oglądając
filmiki spankingowe, ale to rzadziej niż tak "bez niczego".
Wtedy uruchamiam pamięć i wyobraźnię. Nie mogę się zdecydować
o czym napisać.... Co sobie wyobrażam.... Jest to bardzo różnie.
Czasami wracam pamięcią do jakiejś sytuacji, która miała miejsce
i sobie ją odtwarzam, myślę, że zdarzyła się ponownie i właśnie
teraz w niej uczestniczę. Innym razem myślę o tym "co by było
gdyby". Gdybym miała straszny bałagan w domu i ktoś
przyszedłby i by mnie za to zbił. I nie zawsze myślę, że to mój
K. Zdarza się, że myślę- uwaga, nie posądzać mnie o chorobę
psychiczną! :D Jak sama siebie bym za to ukarała. Albo kogoś
innego- kogoś kto byłby na moim miejscu. To scenariusz chyba
najczęstszy. Ale i tak mimo wszystko wcielam się wtedy w osobę karaną i
gram sama przed sobą, sama w swojej świadomości, w swojej
wyobraźni dwie role- dominującą i uległą. Schizofrenia? :D I
wtedy wszystko jest SELF.
self pieszczenie,
self role playing
i
wreszcie self spanking.
Pieszczę się, pieszczę i
myślę jak bym się zbiła. Bardzo długo się tak pieszczę.
Wyobrażam sobie za co, jak, co wtedy bym mówiła. AHA! Zapomniałam
zaznaczyć, że nie zawsze jest tak, że od razu wiem, że będę się
biła. Najczęściej jest tak, że okazuje się to w trakcie
pieszczenia. Robię sobie dobrze i wyobrażam sobie lanie (bo piszę o tym co się dzieje kiedy o laniu właśnie myślę, bo nie zawsze robię sobie dobrze myśląc tylko o tym), aż w pewnym
momencie przychodzi mi do głowy: a może zrobić to realnie? I tu
zazwyczaj dylemat: czy robić sobie nadal dobrze skoro jest mi tak
przyjemnie czy przestać, wstać i się zbić żeby było jeszcze
przyjemniej? No, ale wtedy muszę przestać... Męczę się tak przez
dłuższą chwilę, po czym decyduje, że wstanę i leżę nadal
pieszcząc się, i próbując oderwać. To taka mała tortura, bo chce
zostać, ale chce też wstać i podniecam się tym wszystkim jeszcze
bardziej. W końcu wstaje. Borę przedmiot jakim wyobrażałam sobie lanie.
Czasami jest to pas, trudno się nim samemu bije, ale jakoś to idzie. Pochylam się, opieram jedną ręką o łóżko i wypinam. I
jeżeli jest to rzeczywiście pas to mam go złożonego na krótko i
uderzam się raz z jednej, raz z drugiej strony. Nie bije mocno, bo
nie daje rady. Wtedy takie lanie jest małym wstępem do wyobrażanej
przeze mnie sytuacji. Zbije się trochę i znowu się kładę, i
pieszczę. Wyobrażam sobie np. że to było ostrzeżenie, które nic
nie dało i trzeba poprawić. Wtedy wstaje ponownie. Zmieniam
narzędzie na np. drewnianą łyżkę, deskę czy na packę i jest mi
o wiele, wiele łatwiej bić mocno. Często też opieram się o
biurko i bije w takiej pozycji. Rzadko, bo rzadko, ale czasami
przekładam się przez krawędź łóżka i bije. Strasznie jest
niewygodnie i mało boli. Ale kiedy jestem już w pozycji
najdogodniejszej i z wygodnym narzędziem to robię to naprawdę
mocno. Po pupie, po udach i powstrzymuje mnie dopiero ból ręki (od
machania). W moim wyobrażeniu jest to wtedy już porządne lanie,
poprawka, dużo mocniejsza niż to wcześniejsze (i rzeczywiście tak jest). Wiadomo- nie zbiję się
tak jakby ktoś to zrobił, ale za to mogę sobie zrobić dużo
większe ślady, bo nie widzę co robię i trudniej mi się celuje.
Już wiele razy tak było. Miałam siniaki aż na udach. Jak już
pupa boli naprawdę, pulsuje jest gorąca i czerwona, to kładę się
i kończę pieszczenie. Jestem już wtedy tak podniecona, tak mokra,
że mogłabym dojść natychmiast, ale powstrzymuje się. Biję się
czasami jeszcze troszkę już leżąc, ale to już lekko,
dotykam też jedną ręką pupy i czuje jaka jest gorąca. W końcu
dochodzę. Mam przeważnie wtedy duuuży orgazm, bardzo przetrzymany
i bardzo długi. Później dochodzę jeszcze raz, ale już bez lania czy klapsów. Tylko pieszczę i dochodzę. Skupiam się już tylko na
orgazmie. Dochodzę tyle razy ile mogę; 3, 4, 5. Potem wstaje,
ubieram się, albo tylko podciągam spodnie (zależy czy je całkiem
ściągnę czy nie, czasami tylko opuszczam lekko- bo przecież
dostaje tak lanie). Trzęsę się i wali mi serce. Ale jestem
zadowolona. Siadam wtedy często do komputera i zdarza się, że ktoś
do mnie zagada:
-Co robisz?
- A nic, nuda....
;)
;)
Pozdrawiam chłodno w te upalne dni :*
Cassy :)