Ałł aaa ał ał ał....wspaniały orgazm.
Mieliście kiedyś taki silny, że aż Was bolało? Ja mam
takie często i bardzo je lubię. Kiedy jestem bardzo, bardzo
podniecona a podniecenie takie potrafi narastać u mnie przez długi
czas, to zazwyczaj kończy się to twardą łechtaczką i dużym
bolesnym (ale i przyjemnym) orgazmem. Tak było i teraz. A chyba nie
muszę podkreślać co mnie najbardziej podnieca :)
Tego dnia mój K. wracał z pracy
wyjątkowo wcześnie o 15:00. Została mi godzina żeby wymyślić
jakiś powód do lania. Powód prosty, nieskomplikowany, ale też
niebanalny. Chciałam koniecznie żeby to było za coś; oj ja taka
winna i niegrzeczna... ;) Myślałam i myślałam a czas uciekał. 'Co mam Go nie wpuścić do domu, bez sensu'.... ' A może
jednak to nie takie głupie? Przecież nie wziął kluczy...' :)
Tutaj to już się można nieźle
pobawić :) Postanowiłam udawać, że nie ma mnie w domu, że gdzieś
wyszłam i nie mam pojęcia, że On nie ma kluczy. A tak naprawdę
będę cały czas w domu z wyciszonym telefonem, a Jego zmuszę żeby
czekał pod drzwiami. Potrzymam Go tak jakiś czas, po czym otworze
Mu nagle drzwi od środka :) Dobra, miałam już ogólny plan. Teraz
szczegóły. Gdzie poszłam, po co, dlaczego nie mogę odebrać
telefonu, dlaczego On nie może tam po prostu przyjść po te klucze
i dlaczego musi stać pod drzwiami. Najpewniej mogłam pójść do A. popilnować Jej dziecka, często to się zdarza. Dziecko by spało
przez co nie mogłabym odebrać telefonu tylko pisać smsy. Ale- A. Mieszka
bardzo blisko Nas, pójdzie tam. To może pojechałam do mamy.
Cholera nie uwierzy, dojazd do mamy zajmuje długo, więc nie mogę
powiedzieć, że nagle musiałam pojechać i nie miałam jak
chociażby napisać smsa. Na miasto z koleżanką, na piwo czy coś-
też tam pójdzie, to niedaleko. Zostaje tylko ta A. Najwyżej będę
nalegać żeby czekał pod drzwiami, bo jest dość zimno a On zmęczony
i cały czas będę pisać, że "już" idę :)
Minęła
15:00 i zaczął dzwonić. Nie odbieram. Dzwoni drugi raz. Też nie
odbieram. Trzeci raz. Też nic. Pewnie poczeka chwilę czy oddzwonię
i zadzwoni znowu. Dokładnie tak było. Ale dalej nie odebrałam.
Zależało mi żeby był jak najbliżej domu. Pomyślałam, że
poczekam aż przyjdzie pod same drzwi i dopiero wtedy się odezwę.
Kroki po schodach. Złapał za klamkę i zapukał. Cisza. Zapukał
drugi raz. Nic. Dzwoni do mnie. Odrzuciłam Go i napisałam smsa, że
jestem u A., że pilnuje dziecka, które śpi i nie mogę odebrać.
Odpisał mi: "Kochanie ale ja nie mam kluczy, idę do Ciebie".
Moja interwencja: "Nie, nie, nie poczekaj na mnie ja już się
ubieram i wychodzę, będę za 5 minut". K: "To wyjdę i
spotkamy się po drodze". Cholera, cholera wiedziałam, że tak
zrobi. Pisze dalej: "Zostań co będziesz dwa razy po schodach
chodził, mówiłeś, że plecy Cię bolą a zimno jest ja zaraz
będę". K: "Już wychodzę z bloku". O kur.... nie,
nie, nie muszę Go zawrócić. Napisałam: "Ale wiesz co A. mnie
odprowadza, bo chce mi coś ważnego powiedzieć na osobności".
Odpisał: "Aaaa chyba że tak :) To poczekam na klatce".
"Idź lepiej aż pod drzwi, bo Ona czasami mnie aż do środka
odprowadza" "Ok kochanie". Nooooo udało się. Już
myślałam, że nic z tego.
K.
faktycznie wszedł na górę, słyszałam jak kręci się pod drzwiami.
Pomyślałam, że poczekam 10 minut i napiszę Mu, że zaraz będę.
Te 10 minut dłużyło się bardziej niż stanie w kącie. W końcu
napisałam: "Jeszcze troszkę, bo strasznie mi opowiada".
Kolejne 5 minut. "Jeszcze chwilka". Teraz już nie miałam
zamiaru pisać, chciałam poczekać aż On to zrobi. 10 minut później
napisał: "Długo jeszcze kochanie?" "5 minut"
odpisałam. Wiedziałam, że już się niecierpliwi, w końcu już
minęło 25 minut a tu jeszcze miał czekać przynajmniej 5 :) Dla
mnie mimo, że to było śmieszne, nie było też takie fajne, bo
czas mi się dłużył siedziałam cichutko i czekałam podobnie jak
mój K. Nie wytrzymałam już tych 5 minut, tylko wstałam i szybkim,
zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi. K. siedział na schodach, ale
wychylił głowę żeby zobaczyć co się dzieje. Miał świetną minę
kiedy zobaczył, że to ja stoję sobie jak gdyby nigdy nic :) Był
troszkę zdezorientowany, przyznał się później, że w pierwszej
chwili myślał, że weszłam do mieszkania jakąś inna drogą (
mimo, że innej drogi nie ma). Ale uciekłam szybko do środka
śmiejąc się pod nosem i tym samym jasno pokazując, że to dobry
żart lania wart :)
Wszedł
za mną próbując utrzymać zaciętą minę ale i tak nie mógł
powstrzymać uśmiechu :) Złapał mnie, przerzucił przez kolano
(chociaż trudno nazwać to przerzuceniem, bo prawie sama wskoczyłam)
i zaczął bić. Całkiem mocno, ale pomyślałam, że chyba jednak
oszczędza siły na później. Zaczęło robić mi się ciepło, ale
byłam pewna, że zaraz ściągnie mi spodnie, bo ubrałam specjalnie
takie od których szybko boli, a raczej piecze ręka :) Nie pomyliłam
się za chwilę ściągnął mi spodnie a razem z nimi majteczki.
Teraz uderzenia były dotkliwsze, co nie oznacza, że bolało :)
Czułam, że mam już gorącą pupę, że pulsuje, o cipeczce nie
wspominam, bo wiadomo :) Ale chciałam żeby było mocniej, więc
wypinałam od czasu do czasu pupę jeszcze bardziej.
Zaczęłam zastanawiać się co będzie później, może pas a może
łyżka, już nawet zapomniałam, że mnie bije. W pewnym momencie
przestał i kazał mi wstać. Poszedł do łazienki- czyli szczotka
:) 'Będzie dużo huku' pomyślałam. Ale co tam :) Wrócił, chciał
żebym się oparła o łóżko ( On lubi bardzo taką pozycje, a ja
nawet wiem dlaczego:) ) Zrobiłam to i natychmiast poczułam szybkie
uderzenia. Bolało bardziej, trochę piekło. Po dłuższej chwili
zaczęłam się trochę wiercić, nie zwrócił uwagi, więc
wierciłam się mocniej. Zwolnił ale bił znacznie mocniej. Dopiero
teraz poczułam, że zaczyna mnie naprawdę boleć. W końcu-
przecież na to czekałam :) Wiedziałam, że będę mieć siniaki i
będzie trzeba czekać z następnym razem. Ale nie smuciło mnie to
wcale, bo przecież teraz było fajnie :) Byłam pewna, że K. nie
przesadzi i zaraz skończy bić. Przynajmniej szczotką. Uderzenia
były naprawdę mocne, było mi gorąco, ale ja nie poddaje się tak
łatwo :) Za chwilę przestał, pogłaskał mnie po pleckach i pupie,
o mało nie dostałam orgazmu, pupa pulsowała i przyjemnie
szczypała. Naturalnie, że to nie koniec :) Bardzo chciałam żeby
wziął pas, chociaż nie powinno się bić kiedy są już siniaki
czy pręgi, bo od uderzeń rozlewają się bardziej, ale kto by tam na
to patrzył w momencie kiedy ogarnia mnie dzika ochota na JESZCZE :)
(oczywiście w granicach rozsądku). Nie czekałam co zrobi,
położyłam się na łóżku, sugerując o co chodzi. Zawsze
ewentualnie mógłby mnie ukarać za to, że jestem nieposłuszna,
taka samowola, ojej jak to nieładnie :) Ale K. uśmiechnął się
tylko i za chwilę podszedł do mnie z pasem. Tym razem nie bił
mocno, ale i tak bolało. To był taki przeszywający ból, coś jak
kąsanie po zbitej wcześniej pupie. Nie ukrywam, że bardzo to
lubię, to tak samo jak z tym orgazmem- boli ale jest bardzo
przyjemne :) K. bił powoli, ale ja i tak zamykałam oczy co u mnie
oznacza, że ból staje się nieznośny. Mimo to byłam w stanie
wytrzymać jeszcze dużo i nie chciałam żeby kończył. Jednak
rozsądek wygrał i kiedy przestał nie dopominałam się o więcej.
Czułam pulsowanie, co chwilę dotykałam pupy żeby jeszcze bardziej
odczuć jak jest gorąca. Ale wolałam żeby dotykał Jej mój mąż
i w prawdzie o lanie się już nie dopominałam, ale o orgazm owszem
:) tzn. o orgazmy, a pierwszy z nich był właśnie tak cudownie
bolesny :)
Cassy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz