poniedziałek, 25 czerwca 2012

Klucze

Ałł aaa ał ał ał....wspaniały orgazm. Mieliście kiedyś taki silny, że aż Was bolało? Ja mam takie często i bardzo je lubię. Kiedy jestem bardzo, bardzo podniecona a podniecenie takie potrafi narastać u mnie przez długi czas, to zazwyczaj kończy się to twardą łechtaczką i dużym bolesnym (ale i przyjemnym) orgazmem. Tak było i teraz. A chyba nie muszę podkreślać co mnie najbardziej podnieca :)
Tego dnia mój K. wracał z pracy wyjątkowo wcześnie o 15:00. Została mi godzina żeby wymyślić jakiś powód do lania. Powód prosty, nieskomplikowany, ale też niebanalny. Chciałam koniecznie żeby to było za coś; oj ja taka winna i niegrzeczna... ;) Myślałam i myślałam a czas uciekał. 'Co mam Go nie wpuścić do domu, bez sensu'.... ' A może jednak to nie takie głupie? Przecież nie wziął kluczy...' :) Tutaj to już się można nieźle pobawić :) Postanowiłam udawać, że nie ma mnie w domu, że gdzieś wyszłam i nie mam pojęcia, że On nie ma kluczy. A tak naprawdę będę cały czas w domu z wyciszonym telefonem, a Jego zmuszę żeby czekał pod drzwiami. Potrzymam Go tak jakiś czas, po czym otworze Mu nagle drzwi od środka :) Dobra, miałam już ogólny plan. Teraz szczegóły. Gdzie poszłam, po co, dlaczego nie mogę odebrać telefonu, dlaczego On nie może tam po prostu przyjść po te klucze i dlaczego musi stać pod drzwiami. Najpewniej mogłam pójść do A. popilnować Jej dziecka, często to się zdarza. Dziecko by spało przez co nie mogłabym odebrać telefonu tylko pisać smsy. Ale- A. Mieszka bardzo blisko Nas, pójdzie tam. To może pojechałam do mamy. Cholera nie uwierzy, dojazd do mamy zajmuje długo, więc nie mogę powiedzieć, że nagle musiałam pojechać i nie miałam jak chociażby napisać smsa. Na miasto z koleżanką, na piwo czy coś- też tam pójdzie, to niedaleko. Zostaje tylko ta A. Najwyżej będę nalegać żeby czekał pod drzwiami, bo jest dość zimno a On zmęczony i cały czas będę pisać, że "już" idę :)
Minęła 15:00 i zaczął dzwonić. Nie odbieram. Dzwoni drugi raz. Też nie odbieram. Trzeci raz. Też nic. Pewnie poczeka chwilę czy oddzwonię i zadzwoni znowu. Dokładnie tak było. Ale dalej nie odebrałam. Zależało mi żeby był jak najbliżej domu. Pomyślałam, że poczekam aż przyjdzie pod same drzwi i dopiero wtedy się odezwę. Kroki po schodach. Złapał za klamkę i zapukał. Cisza. Zapukał drugi raz. Nic. Dzwoni do mnie. Odrzuciłam Go i napisałam smsa, że jestem u A., że pilnuje dziecka, które śpi i nie mogę odebrać. Odpisał mi: "Kochanie ale ja nie mam kluczy, idę do Ciebie". Moja interwencja: "Nie, nie, nie poczekaj na mnie ja już się ubieram i wychodzę, będę za 5 minut". K: "To wyjdę i spotkamy się po drodze". Cholera, cholera wiedziałam, że tak zrobi. Pisze dalej: "Zostań co będziesz dwa razy po schodach chodził, mówiłeś, że plecy Cię bolą a zimno jest ja zaraz będę". K: "Już wychodzę z bloku". O kur.... nie, nie, nie muszę Go zawrócić. Napisałam: "Ale wiesz co A. mnie odprowadza, bo chce mi coś ważnego powiedzieć na osobności". Odpisał: "Aaaa chyba że tak :) To poczekam na klatce". "Idź lepiej aż pod drzwi, bo Ona czasami mnie aż do środka odprowadza" "Ok kochanie". Nooooo udało się. Już myślałam, że nic z tego.
K. faktycznie wszedł na górę, słyszałam jak kręci się pod drzwiami. Pomyślałam, że poczekam 10 minut i napiszę Mu, że zaraz będę. Te 10 minut dłużyło się bardziej niż stanie w kącie. W końcu napisałam: "Jeszcze troszkę, bo strasznie mi opowiada". Kolejne 5 minut. "Jeszcze chwilka". Teraz już nie miałam zamiaru pisać, chciałam poczekać aż On to zrobi. 10 minut później napisał: "Długo jeszcze kochanie?" "5 minut" odpisałam. Wiedziałam, że już się niecierpliwi, w końcu już minęło 25 minut a tu jeszcze miał czekać przynajmniej 5 :) Dla mnie mimo, że to było śmieszne, nie było też takie fajne, bo czas mi się dłużył siedziałam cichutko i czekałam podobnie jak mój K. Nie wytrzymałam już tych 5 minut, tylko wstałam i szybkim, zdecydowanym ruchem otworzyłam drzwi. K. siedział na schodach, ale wychylił głowę żeby zobaczyć co się dzieje. Miał świetną minę kiedy zobaczył, że to ja stoję sobie jak gdyby nigdy nic :) Był troszkę zdezorientowany, przyznał się później, że w pierwszej chwili myślał, że weszłam do mieszkania jakąś inna drogą ( mimo, że innej drogi nie ma). Ale uciekłam szybko do środka śmiejąc się pod nosem i tym samym jasno pokazując, że to dobry żart lania wart :)
Wszedł za mną próbując utrzymać zaciętą minę ale i tak nie mógł powstrzymać uśmiechu :) Złapał mnie, przerzucił przez kolano (chociaż trudno nazwać to przerzuceniem, bo prawie sama wskoczyłam) i zaczął bić. Całkiem mocno, ale pomyślałam, że chyba jednak oszczędza siły na później. Zaczęło robić mi się ciepło, ale byłam pewna, że zaraz ściągnie mi spodnie, bo ubrałam specjalnie takie od których szybko boli, a raczej piecze ręka :) Nie pomyliłam się za chwilę ściągnął mi spodnie a razem z nimi majteczki. Teraz uderzenia były dotkliwsze, co nie oznacza, że bolało :) Czułam, że mam już gorącą pupę, że pulsuje, o cipeczce nie wspominam, bo wiadomo :) Ale chciałam żeby było mocniej, więc wypinałam od czasu do czasu pupę jeszcze bardziej. Zaczęłam zastanawiać się co będzie później, może pas a może łyżka, już nawet zapomniałam, że mnie bije. W pewnym momencie przestał i kazał mi wstać. Poszedł do łazienki- czyli szczotka :) 'Będzie dużo huku' pomyślałam. Ale co tam :) Wrócił, chciał żebym się oparła o łóżko ( On lubi bardzo taką pozycje, a ja nawet wiem dlaczego:) ) Zrobiłam to i natychmiast poczułam szybkie uderzenia. Bolało bardziej, trochę piekło. Po dłuższej chwili zaczęłam się trochę wiercić, nie zwrócił uwagi, więc wierciłam się mocniej. Zwolnił ale bił znacznie mocniej. Dopiero teraz poczułam, że zaczyna mnie naprawdę boleć. W końcu- przecież na to czekałam :) Wiedziałam, że będę mieć siniaki i będzie trzeba czekać z następnym razem. Ale nie smuciło mnie to wcale, bo przecież teraz było fajnie :) Byłam pewna, że K. nie przesadzi i zaraz skończy bić. Przynajmniej szczotką. Uderzenia były naprawdę mocne, było mi gorąco, ale ja nie poddaje się tak łatwo :) Za chwilę przestał, pogłaskał mnie po pleckach i pupie, o mało nie dostałam orgazmu, pupa pulsowała i przyjemnie szczypała. Naturalnie, że to nie koniec :) Bardzo chciałam żeby wziął pas, chociaż nie powinno się bić kiedy są już siniaki czy pręgi, bo od uderzeń rozlewają się bardziej, ale kto by tam na to patrzył w momencie kiedy ogarnia mnie dzika ochota na JESZCZE :) (oczywiście w granicach rozsądku). Nie czekałam co zrobi, położyłam się na łóżku, sugerując o co chodzi. Zawsze ewentualnie mógłby mnie ukarać za to, że jestem nieposłuszna, taka samowola, ojej jak to nieładnie :) Ale K. uśmiechnął się tylko i za chwilę podszedł do mnie z pasem. Tym razem nie bił mocno, ale i tak bolało. To był taki przeszywający ból, coś jak kąsanie po zbitej wcześniej pupie. Nie ukrywam, że bardzo to lubię, to tak samo jak z tym orgazmem- boli ale jest bardzo przyjemne :) K. bił powoli, ale ja i tak zamykałam oczy co u mnie oznacza, że ból staje się nieznośny. Mimo to byłam w stanie wytrzymać jeszcze dużo i nie chciałam żeby kończył. Jednak rozsądek wygrał i kiedy przestał nie dopominałam się o więcej. Czułam pulsowanie, co chwilę dotykałam pupy żeby jeszcze bardziej odczuć jak jest gorąca. Ale wolałam żeby dotykał Jej mój mąż i w prawdzie o lanie się już nie dopominałam, ale o orgazm owszem :) tzn. o orgazmy, a pierwszy z nich był właśnie tak cudownie bolesny :)

Cassy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz