poniedziałek, 25 czerwca 2012

...bo się pomylisz :)


Od samego rana mój K. chodził bardzo ostrożnie i patrzył mi non stop na ręce. Wiadomo- prima aprilis :) W sumie to nie wiem czy to jakiś wyjątkowy dzień skoro On prima aprilis ma ciągle, ale był czujny; wiedział, że nie przejdę koło takiej okazji obojętnie. Oczywiście plan już miałam, tylko trzeba się postarać żeby naprawdę się nabrał. A to szczególnie w takim dniu nie będzie takie proste. Ale z moim doświadczeniem.... :D Czekałam aż tylko wyjdzie z domu, potrzebowałam trochę czasu, cholera nie trochę a sporo, ale to było proste; kup po drodze to i tamto... ale koniecznie takie a takie... i jeszcze w trakcie coś wymyślę ;) Wiedziałam też, że K. domyśli się, że czekam na Jego wyjście, każdy by się domyślił, to stawiało przede mną jeszcze wyżej poprzeczkę.
W końcu wyszedł a ja mogłam się zabrać za to co planowałam. Myślałam nad jakimś błahym powodem, tak żeby zorientował się, że Go nabieram. Miałam w głowie mnóstwo takich pomysłów ale każdy zbyt banalny. Wymyśliłam. Zadzwoniłam do mamy i poprosiłam Ją żeby mówiła, że właśnie do Nas jedzie kiedy będzie dzwonił do Niej K. Później zadzwoniłam do K. i powiedziałam Mu, że moja mama przyjeżdża i żeby poszedł po Nią na dworzec, bo ma ciężką torbę itd. Oczywiście, że nie uwierzył i pierwsze co dzwonił do mojej mamy. Ale Ona wedle mojego życzenia powiedziała, że jedzie i niedługo będzie. Mimo wszystko mój K. nie był pewny czy to nie żart i ponownie do mnie zadzwonił:
- Ja jestem na 90% pewien, że to żart.
- No jaki żart, przecież miała przyjechać tylko nie powiedziała dokładnie kiedy, zresztą dzwoniłeś to chyba jasne, że jedzie.
- Ja już Was znam :) Na pewno mnie nabieracie, a nie uśmiecha mi się teraz biec na dworzec.
- Jezuuuu, no weź idź mówię Ci, pójdziesz to się przekonasz, a jak nie chcesz to widzę, że sama muszę iść.
- Pójdę, pójdę, bo może akurat to nie żart, ale jeśli jednak...
- No idź, bo zaraz będzie.
Poszedł. Wiadomo było, że On w to średnio wierzy, ale udał mi się zasiać troszkę niepewności, a to dobrze. Pójdzie tam zadzwoni do mojej mamy a Ona Mu powie "prima aprilis". Będzie myślał, że to już po wszystkim, że to właśnie taki numer szykowałam... I w ten sposób wykonałam pierwszą część planu. Teraz miałam czas. Zanim pójdzie na dworzec i wróci, a jeszcze zakupy po drodze... :)
Musiałam się porządnie przygotować, żeby być wiarygodną. Wiedziałam, że Jego czujność będzie już uśpiona, chociaż nie wiadomo, być może pomyśli, że na tym nie koniec. Zresztą to co chciałam zrobić wymagało poniekąd precyzji. 'Dam radę, to nie będzie takie trudne' pomyślałam i wyciągnęłam z szuflady kopertę. W kopercie był list, ze skarbówki, że wzywają K. bo trzeba było nadać nowy nip i takie tam. Zeskanowałam ten list i wrzuciłam do photoshopa. Zmieniałam troszkę tekst. Dorzuciłam też odpowiednie pouczenie. I teraz najgorsze- podpis na pieczątce. Musiałam go wymazać. Bardzo dokładnie i pomału usuwałam ślad długopisu. W pewnym momencie zadzwonił mój K.:
- I co? Mówiłem, że to żart? Ale tym razem nie dałem się nabrać!
- Jak to nie skoro i tak tam poszedłeś? :)
- No na wszelki wypadek ale i tak czułem, że mnie nabieracie.
- Ale i tak spory kawał drogi nadrobiłeś :D
- Bo myślisz, że ja nie wiem, że Ty chcesz w pupę dostać :)
- To ja się przygotuje co? :)
- Dobrze tak jak chcesz :)
Ok udało się :) Wiedziałam, że pewnie pomyśli, iż przygotuje pas, miejsce na łóżku albo kijek. A ja miałam w planach coś innego :) Robiłam dalej tą pieczątkę, miałam coraz mniej czasu. Czasami drgnęła mi ręka i musiałam cofać i poprawiać. W końcu skończyłam. Nie było idealnie, ale pomyślałam, że podpisze się jakimś zawijasem i nie będzie nic widać. Rozjaśniłam, poprawiłam kontrast. Wydrukowałam i wyszło mi krzywo. Zaczęłam się denerwować. Czas mi uciekał. Wydrukowałam jeszcze raz i było dobrze. Wyrzuciłam tamtą kartkę, a na "liście" podpisałam się jakimś ślaczkiem. Gotowe. Zadzwoniłam do K.:
- Słuchaj tutaj przyszło do Ciebie jakieś pismo ze skarbówki.
- Jakie znowu pismo?
- No nie wiem, otworzyć?
- Otwórz, otwórz. (czyli koperta z głowy wystarczy tylko ta stara, nawet nie zwróci na nią uwagi)
- Tutaj piszą, że wzywają Cię ponownie w celu nadania nowego numeru nip. I, że to już drugie zawiadomie.....
- Jaki numer nip??? No przecież byłem tam ostatnio i wszystko było ok?!
- A ja wiem??? Pewnie mają burdel w papierach i nic nie wiedzą...
- A może Ty mnie znowu nabierasz?
- Oj daj już spokój, trzeba to załatwić, bo się nie odczepią. Zresztą przyjdziesz sam zobaczysz.
- Za 5 minut będę, jestem już blisko.
Czekałam niecierpliwie, mimo wszystko trochę bałam się, że nie wyjdzie, że się zorientuje, że coś zauważy, albo, że sama coś przeoczyłam.
Usłyszałam kroki na schodach, otworzyłam drzwi. Wszedł zmachany K. spojrzał na mnie i powiedział: - Nic nie przygotowałaś do lania? Chyba chciałaś? - No chciałam, chciałam ale przez ten list nic nie zrobiłam, ja nie wiem czego Oni znowu chcą... - Pokaż ten list. - Tam na biurku leży. K. podszedł do biurka na którym leżała koperta a koło koperty "list". Wziął go do ręki i zaczął czytać. Nie zorientował się totalnie nic :) - No kurr....! Czy to jest normalne? Ostatnio tam dwie godziny spędziłem i co znowu? Bo nie wiedzą sami co robią?! - Najwidoczniej tak, musisz po prostu iść tam i wyjaśnić, to nie powinno długo zająć. Najlepiej dzisiaj. - Nieee już pójdę w poniedziałek. - Jak w poniedziałek? Kiedy? Przecież idziesz do pracy. Idź teraz jeszcze zdążysz. Mówię Ci lepiej teraz i mieć z głowy. Poza tym po co ryzykować, że znowu się przyczepią. - A pójdziesz ze mną? - No właśnie miałam taki zamiar żeby z Tobą iść ale tak mnie coś głowa znowu boli... nie czuje się na siłach. Przez ten list i głowę chyba jednak sobie odpuszczę lanie... :( - Dobrze to ja sam pójdę. Weź może jakąś tabletkę. - Już brałam. Położyłam się, z tego "bólu", a mój K. wziął "list" i wyruszył. Nie mogłam dopuścić do tego aby pokazał to "pismo" w skarbówce, więc poczekałam trochę, tak żeby odszedł spory kawałek od domu i zadzwoniłam:
- Gdzie jesteś?
- W przejściu podziemnym. A coś się stało?
- Ano stało się :) PRIMA APRILIS!!!
- Co...?
- No prima aprilis, wracaj do domu, nic nie przyszło, ja ten liścik zeskanowałam :D
- Żartujesz? Powiedz co i jak bo nie wiem już w co mam wierzyć, bo może teraz mnie nabierasz?
- No zeskanowałam i przerobiłam w photoshopie, możesz być spokojny, nie musisz tam iść. Chodź do domu.
I się rozłączyłam. Ale za sekundę zadzwoniłam ponownie i powiedziałam: - A widzisz! Jednak Cię nabrałam! :D Znowu się rozłączyłam, rzuciłam telefon i zaczęłam się szykować, wiadomo do czego :)
Wyciągnęłam spodenki z szafki, pobiegłam do łazienki, zmoczyłam je i zaczęłam wciągać na siebie. Jak zwykle ubieranie mokrej rzeczy nie jest takie łatwe, a jakoś nie uśmiecha mi się ubrać je na siebie i zmoczyć się zimną wodą :) I tak były zimne, ale to już co innego. Wyciągnęłam pas i pobiegłam znowu do łazienki po szczotkę. Spieszyłam się bardzo wiedziałam, że zaraz przyjdzie K. Zaczęłam układać poduszki na łóżku, kiedy usłyszałam szybkie kroki na schodach i przekręt zamka. K. wpadł do pokoju jak burza, rzucił okiem na to co jest przygotowane. Nie miałam nawet czasu na to aby się z Niego śmiać, bo ogarnęło mnie maksymalne podniecenie, a nie śmiech. Złapał szczotkę i moją rękę, podprowadził mnie do biurka i rzucił krótkie: - Oprzyj się. Oparłam się i wypięłam pupę. Od razu poczułam dość szybkie uderzenia. Zapiekło niemało, więc poderwałam się do góry, ale zaraz wróciłam do wcześniejszej pozycji. Przez mokre spodenki ciągnęło to o wiele bardziej, czułam jak mocno pulsuje mi pupa, jak puchnie i jak robi się coraz bardziej gorąca. K. nie bił bardzo szybko, ale mimo to każde uderzenie było dotkliwe. Miałam wrażenie, że spodenki robią się już suche, a K. sprawiał wrażenie jakby wcale nie miał zamiaru przestać. Zaczęłam się wiercić, ale On nie zwracał na to uwagi, więc zaczęłam uciekać pupą :) K. przytrzymał mnie za plecy i zaczął bić znacznie szybciej. Pupa piekła mnie coraz bardziej i było mi niesamowicie gorąco. Pojękiwałam cicho i stałam już spokojnie. Czułam mocne pulsowanie a ból stawał się już nieznośny. Nagle przestał i dotknął mojej pupy. - Ale gorąca, zobaczymy czy czasami nie ma jakiś śladów. I opuścił mi spodenki. Miałam wrażenie, że pupa zaczęła pulsować jeszcze bardziej. - Nie ma nic, ale to dla Ciebie i tak chyba za mało,co? :) - No przecież ten pas nie bez powodu wyciągnęłam :)  Tylko może pójdę i zmoczę je znowu, co? - To idź. Poszłam do łazienki zrobić to co trzeba, a przy okazji pooglądałam sobie pupę. Była bardzo czerwona ale śladów faktycznie nie było. Bardzo już bolała a tu jeszcze pas... Mokre i zimnie spodenki na gorącą pupę to było coś :)
Poszłam do pokoju i od razu położyłam się na przygotowanym "legowisku". K. podszedł i dotknął mojej pupy. - Nawet przez spodnie czuć jaka jest gorąca :) Wziął pas, złożył go na pół a mnie przeszedł dreszcz, moja cipeczka pulsowała chyba mocniej niż pupa :) Za chwilę poczułam pierwsze uderzenie. Nie zabolało jakoś szczególnie. Następne też nie. Za to dźwięk jaki wydawał pas w połączeniu z mokrymi spodenkami był śmieszny. Czułam jak woda pryska mi na nogi. - Co Ty nie wykręciłaś tych spodni? - Tylko trochę :) Więc musisz szybko bić, bo nie mogę w takich mokrych, zimnych spodni mieć długo na sobie. - Dobrze to ja już zrobię tak, że szybko będą suche :) I zaczął bić bardzo szybko. To już zabolało, zaczęłam wierzgać nogami. Ale K. zaczął tylko bić jeszcze mocniej. Każde uderzenie było coraz gorsze, coraz dotkliwsze i coraz bardziej bolała mnie pupa. Pomyślałam, że wytrzymam i zamknęłam oczy. Łeeee chwile tylko bolało i szczypało. Przeszłam już tą granice więc teraz to lanie może trwać i trwać. K. zauważył, że ja już sobie z tego nic nie robię i kazał mi mocniej wypiąć pupę. Zrobiłam to a On poszedł do kuchni. Do kuchni- czyli po łyżkę. 'O masz' pomyślałam, 'teraz to już będę ślady'. K. podszedł do mnie i powiedział: - I co teraz? - A co ma być? :) I poczułam przeszywający ból. Za chwilę znowu. Bił powoli ale dokładnie. Podskakiwałam przy każdym następnym uderzeniu. Spodenki sprawiały wrażenie jakby przykleiły się do pupy na stałe. Było mi strasznie duszno, ręce mi się pociły. Nie czułam już pulsowania tylko ból. Wiedziałam, że i ten ból kiedyś minie, ale wiedziałam też, że K. nie będzie mnie bił tą łyżka w nieskończoność. Spięłam się cała w sobie, ale przecież wiadomo, że to tylko pogarsza sprawę. Mimo wszystko to taki odruch. Pupa już chyba bardziej boleć nie mogła. Nagle przestał. Pozwolił mi wstać i ściągnąć spodenki. Dotknęłam pupy. Była gorąca jak ogień i sprawiała wrażenie, że puchnie mi w rękach. Za chwilę poczułam przyjemne ciepło rozchodzące się po całym moim ciele i szczypanie :) K. zaczął dotykać moją gorącą pupę i zimne nogi. - Prawie nie ma śladów, nie jest Ci zimno? - Mi jest gorąco. - Bo nóżki masz zimne, od tych spodni. - Ale naprawdę jest mi gorąco :) - Hmmm ciekawe czy jeszcze jakiś numer masz przygotowany :) Bo z ta skarbówką to już naprawdę nie miałem wątpliwości jak zobaczyłem to pismo. - Właśnie o to chodziło, ale miałam lekki stres czy się nie zorientujesz :) - Nie, wtedy nie, ale teraz właśnie się orientuje, że rozpinasz mi spodnie :D


Ps. Przepraszam wszystkich, którzy dali się nabrać na moje żarty :D

Cassy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz