Kiedy już było po ślubie i wszelkie
emocje z tym związane opadły, postanowiliśmy kupić komodę do
pokoju. Tak jakoś wyszło, że kiedy zawędrowaliśmy do sklepu
meblowego stanęło na zestawie mebli :) Długo zastanawiałam się,
które będą najbardziej odpowiednie, jaki kolor i czy aby na pewno
będą pasować. Wybór nie był taki łatwy, bo jedne mają małe
szuflady, inne nie mają ich wcale, albo nie ma miejsca na telewizor
(którego i tak nie oglądamy) itd. W końcu kiedy byłam już pewna
wróciliśmy zadowoleni do domu i czekaliśmy na Nasze mbelki. Tuż
przed wyznaczoną godziną zadzwoniła pani ze sklepu i powiedziała,
że niestety nie ma tych panów, którzy mieli te meble nosić i że
będzie tylko sam kierowca. Na to mój nieustraszony K. odpowiedział, że nie ma najmniejszego problemu i że wniesie razem
z kierowcą. Cóż... jakoś tak się złożyło, że wybrałam
największe i ponoć najcięższe meble z całego sklepu :) I wnosić
to wszystko na 3 piętro nie było tak łatwo. Trwało to długo,
później jeszcze zmienialiśmy ustawienie tych mebli w pokoju, bo
jednak zdecydowałam, że lepiej będą wyglądać inaczej :) Po
męczącym dniu poszliśmy spać i zasnęliśmy snem kamiennym.
Rano
obudziłam się z niezadowolona miną, usiadłam na łóżku i
powiedziałam: -Tak być nie może, trzeba przestawić te meble, tak
jest źle. Na co mój K. zrobił wielkie oczy i odpowiedział: -
Chyba żartujesz?! - Nie, no poważnie mówię, te trzy części damy
tam, tą przesuniemy, szafę przystawimy z tamtej strony, a tutaj te
dwie części i będzie dobrze :) - O mój Boże, to daj chociaż
zjeść śniadanie. Po śniadanku zabrałam się ochoczo do wysuwania
szafy, na co K. zerwał się na równe nogi i zaczął przestawiać
wszystko tak jak mówiłam. Po drodze okazało się, że trzeba
ściągnąć półki ze ściany, że wszystko trzeba wywrócić do
góry nogami żeby to ustawić po mojemu :) W pewnym momencie K. usiadł i oznajmił, że musi odpocząć, na co ja sama zabrałam się
za przesuwanie szafy kwitując Jego słowa: - Nie ma mężczyzny w
tym domu... :D Wstał dał mi klapsa i powiedział, że nie ma siły
na więcej, po czym przesunął wszystko ostatecznie tak jak miało
być. Dumna z siebie zrobiłam zdjęcie komórką i wysłałam do
mamy, żeby się pochwalić jak ładnie ułożyłam meble :) Ale za
chwilę usiadłam i zaczęłam się zastanawiać: - Hmmm no ale teraz
to się tak dziwnie będzie wchodzić... wiesz co chyba jednak
wcześniej było lepiej. K. odzyskał natychmiast siły, sprawiał
wrażenie jakby wszystkie włosy stanęły Mu dęba, brakowało tylko
pary wylatującej uszami. Podszedł do mnie złapał mnie za rękę,
przyciągnął do łóżka i przerzucił przez kolano. Zaczął bić
bardzo mocno i coraz mocniej, szybko jak oszalały. Szybko zaczęło
boleć, więc zaczęłam się kręcić, ale On wcale nie przestawał.
W końcu się zmachał i przestał, a ja odwróciłam się w Jego
stronę i powiedziałam: - Nie liczy się. Bo przez majtki. :D
Krzyknął: -Aaaaaa!!! I zaczął opuszczać mi spodnie. Nie szło tak
łatwo, bo były związywane z przodu, ale jakoś dał radę. Po
chwili nie było już i majteczek :) Znowu poczułam mocne uderzenia,
ale tym razem znacznie wolniejsze. Mimo wszystko pupa pulsowała i
szczypała, a mi robiło się gorąco. K. bił coraz wolniej, ale za
to coraz mocniej. Podskakiwałam przy każdym uderzeniu. Przerwał na
chwilę i zapytał: - Poważnie mam znowu te meble przestawiać? - No
poważnie, przecież ja Ci to nie robię na złość tylko chce żeby
było Nam jak najwygodniej. - Ech.... stęknął K. dał mi jeszcze
jednego klapsa, po czym pomógł mi wstać.
Zaczął zastanawiać
się jak tu teraz to wszystko przesunąć. Zdecydował, że zacznie
od szafy,bo tak będzie najlepiej. Złapał za szafę, a ja krzyknęłam: -
No dobra żartowałam! Tak jest dobrze :) K. wziął głęboki
oddech, odwrócił się i zapytał: - Gdzie w tym bałaganie jest pas?
Na co ja się roześmiałam i odpowiedziałam, że nie mam pojęcia.
Obrócił się kilka razy dookoła siebie, wypatrzył swój pasek, ale
taki zwykły, takim to nic nie czuć, więc od razu krzyknęłam, że
tym się nie liczy :) i za chwilę dodałam: - Rudy jest w tej szafce
na dole :) K. schylił się do szafki a ja szybko, ściągnęłam
spodenki i majteczki, i położyłam się na brzuszku. Ale On miał
jakieś inne wyobrażenie i kazał mi wstać, i oprzeć się rękami o
łóżko. Zrobiłam tak, tak też lubię i poczułam pierwsze silne
uderzenie. Za chwilę kolejne i jeszcze jedno. Szybkie i zdecydowane
takie jak lubię. Ból powoli stawał się dokuczliwy, ale tak
właśnie lubię. Okno było otwarte i uderzenia odbijały się echem
od budynków. Uśmiechnęłam się na myśl o tym jak bardzo musi to
być słychać na zewnątrz. Czułam, że zrobią mi się ślady, bo pas
padał często w jedno miejsce. Nie próbowałam się wiercić, bo to
byłoby dla mnie bardzo niekorzystne. K. przestał na chwilę,
przeszedł na moją drugą stronę i znowu zaczął bić. I to wcale
nie lżej, ani nie wolniej. Byłam już niemało podniecona, a każde
zdecydowane i silne uderzenie to potęgowało. Po dłuższej chwili nie czułam już bólu
tylko błogość. Zaczęłam przymykać oczy. K. uderzył jeszcze
kilka razy i przestał. Wyprostowałam się i złapałam za pupę.
Mmmmm taka gorąca i pulsująca. Zerknęłam jak bardzo jest czerwona. I była nie tylko czerwona ale też miejscami zrobiły się małe
ślady. - Nooo to teraz się dopiero zmęczyłeś, co? :) - Nic już
lepiej nie mów tylko idź do kąta, tego między szafą a ścianą :)
- Ooo teraz jest nowy kącik, przy nowej szafie, takiej ładnej i
ciężkiej... :D Poczułam jeszcze jednego klapsa i poszłam do kąta.
Fajnie tam było, pupa pulsowała i szczypała przyjemnie, szafa
pachniała nowością i można było komentować ścianę: - Ale ta
ściana już brudna, a to będzie trzeba pomalować, tylko na jaki
kolor... hmmm... mam dwa na myśli, nie wiem na który się
zdecydować... a najwyżej pomaluje się na jednej, a jak się okaże,
że jednak nie pasuje to będzie trzeba przemalować.... :D :)
Stałam tyłem więc mogę się tylko domyślać jaką minę miał
mój K. Pewnie osłupiał, bo przez chwilę panowała cisza jak
makiem zasiał, po czym podszedł do mnie i dał małego
pieszczotliwego klapsa ;)
Cassy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz