Dzień jak każdy inny. Nie mieliśmy
żadnych planów. Chodziłam sobie i śpiewałam: " Przecież
zwykły dzień to nie koniec świata...", "Przecież zwykły
dzień dobrze się układa..." Stopniowo coraz głośniej żeby
wyraźnie dać mojemu K. do zrozumienia, że mi się jednak zaczyna nudzić.
Pozwolił abym tak się jeszcze powygłupiała przez chwilę po czym
powiedział: - No dobra, lanie chcesz? :) - A właśnie, że nie
chce... chce coś innego. Oko Mu się zaświeciło, wiedział co mam
na myśli, od razu jakiś taki bardziej żywy się zrobił, żeby nie
powiedzieć "ruchawy"... :D Ale ja miałam ochotę na
mocniejsze doznania. - Dawaj na podłogę i bardzo brutalnie rób co
Ci się żywnie podoba, poinstruowałam mojego K. Kilka sekund
później leżałam już na dywanie, zupełnie naga. - Zwiąż mnie
mocno, sznurek jest w szafie. K. nawet nic nie powiedział, wstał
pośpiesznie i przyniósł Nasz sznurek. Zaczął mi wiązać
ręce. - Dawaj do kaloryfera i mocniej! Uśmiechał się tylko i
kombinował ze sznurkiem. - Wiesz co czekaj, pokaże Ci jak można
fajnie związać, weź to odplącz. Zrobił jak powiedziałam i
zaczęłam tłumaczyć Mu jakiego to sposobu się ostatnio nauczyłam.
Niestety nie wychodziło takie pokazywanie w powietrzu, wiec
zaproponowałam: - To daj ręce pokaże Ci, to jest tylko kilka
ruchów. Całkiem sprawnie mi poszło, raz, dwa i wszystko było
gotowe. - A teraz spróbuj rozwiązać. K. zaczął się szamotać i strasznie niezgrabnie Mu to wychodziło :) - Zaciska się coraz
bardziej, skąd Ty się tego nauczyłaś? - W internecie wszystko
można znaleźć, im bardziej się szarpiesz tym mocniej się
zaciska, a odwiązuje się tak banalnie, że aż śmiesznie :) - Jak?
- Kombinuj... :) I tak, tak właśnie tak Go zostawiłam :)
Przywiązanego do kaloryfera :) Postanowił, że dowie się jaki jest
sposób na odwiązanie tego dzieła. Nawet prawie na to wpadł tylko że...
sam nie mógł tego sprawdzić. Po chwili zaczął się już denerwować,
no w końcu nastawił się na coś innego niż siedzenie na dywanie
ze związanymi rękami :) Och jakie to było pięknie wredne! Pewnie
byłby bardziej czujny gdybym ni stąd ni zowąd wyskoczyła z tym
sznurkiem ale w takiej namiętnej sytuacji... :) Wiem, wiem to bardzo
wredne, złośliwe i w ogóle :) Nie w głowie mi było szybko Go
oswobodzić. I naprawdę może powinnam się bardziej hmm ukierunkować
na sztukę jaką jest bondage, bo wiązanie było bardzo dobre aż
byłam z siebie dumna :) - Nie no, nie dam rady tego odwiązać,
prędzej wyrwę ten kaloryfer, denerwował się K. Ale służyłam Mu
dobrą radą: - Wiesz jak królik wpadnie w potrzask to potrafi sobie
odgryźć łapę... No może darujmy sobie rękę ale sznurek możesz
przegryźć... :) - Aaaa ale Cie dorwę! - Ciekawe jak... - Poważnie
Ci mówię, ten sznurek się już mocno zacisnął... - Nie trzeba
było się szarpać... - Sama mi kazałaś! - Ja? :> Oczywiście
na tym wcale nie koniec, przecież dopiero zaczęłam Go drażnić...
- Hmmm ciekawe kto tam jest na gg... Kurcze cienko, to może na
czacie... O! Jest M! I zaczęłam rozmowę :) K. już troszkę
szybciej oddychał, hmmm denerwował się? :) Za chwilę powiedział:
- No dobrze ja wiem, że Ty tak specjalnie mnie drażnisz, ale już
wystarczy. - Hahahahahahaha wiesz, że M. Pisze, że........
hahahahaha, no nie mogę... Chyba nikt nie lubi jak się go
ignoruje... ;) Za chwilę wstałam i podeszłam do K. przytuliłam Go
i powiedziałam: - Chyba Ci się tutaj troszkę nudzi co...? -Yhym.
-To ja Ci zapewnię rozrywkę! I zaczęłam Go łaskotać :) Tak
śmiesznie się wiercił... :) I znowu odeszłam. Rozmawiałam w
najlepsze na czacie i nagle usłyszałam: - Naprawdę mi już ręka
sinieje.. - O nie! To tak nie może by! Wykrzyknęłam. Podeszłam do
K. i zaczęłam Go odwiązywać. - No wiedziałem, ze Cię przekona
moje dobro :) - E tam! A czym byś mnie bił?! :) - O Tyyy! Akurat
uwolniłam Mu ręce i zaczęłam uciekać :) Nie było za
bardzo gdzie więc szybko mnie dorwał :)
Przerzucił mnie przez
kolano prawie tak samo brutalnie jak wtedy na dywanie :) I zaczął
bić. Łatwo było nie miałam nic na sobie. I to mocno bił. Zrobiło
mi się momentalnie gorąco. Pupa zaczęła szczypać a po chwili
pulsować. A On bił jakby coraz mocniej. Wierciłam się i
popiskiwałam, ale nic z tego, wcale nie było lżej. A nawet
odwrotnie bił szybciej czyli odczuwałam to mocniej. Tego dnia
jakoś wyjątkowo wrażliwa byłam na ból. Ale co ja bym miała nie
dać rady? :) Walczyłam sama ze sobą żeby się nie ruszać a tym
samym pokazać, że nic sobie z tego nie robię. Ale K. bił tak
mocno i szybko, że ledwo dawałam radę. Dłonie mi się spociły
jak zawsze i było coraz bardziej gorąco. K. rozkładał uderzenia
po całej pupie a czasami i udach więc miało co pulsować :)
Pomyślałam, że zaraz Go ugryzę to może przestanie chociaż na
chwilę ale zanim zdążyłam to zrobić kazał mi wstać. 'Oho, oho,
oho' pomyślałam pewnie będzie pas. No i oczywiście, że tak było.
K. kazał mi się oprzeć o łóżko, złożył pas i zaczął bić.
Ale nie bolało mnie to już jakoś szczególnie, przynajmniej na
początku :) Zauważył, że nie rusza mnie to, więc zaczął uderzać
mocniej. Dużo mocniej. Kolana zaczęły mi się uginać, pojękiwałam
troszeczkę ale twardo stałam nadal. Czułam jak mocno pulsuje mi
pupa i wyobrażałam sobie jak bardzo musi być czerwona. K. przestał
na chwilę, przeszedł na drugą stronę i znowu zaczął bić. Ból
stawał się już powoli nieznośny. Zaczęłam kręcić trochę pupą,
ale nic to nie pomogło. Nagle poczułam jeszcze mocniejsze
uderzenie, po nim kolejne i jeszcze jedno. Aż się zdziwiłam i
wyprostowałam. - No to jak już stoisz normalnie, to może sobie
teraz postoisz trochę w kącie. - Jak mnie tam zaniesiesz... I
faktycznie złapał mnie i zaniósł do kąta! :D Mogłabym się
jeszcze wtedy spierać, targować ale rozśmieszyło mnie to, więc
już grzecznie się poddałam :)
Stałam w kąciku cichutko i
wiedziałam dobrze, że to na peeewno nie koniec. Pomacałam sobie
pupę, oczywiście żywy ogień i ochłonęłam trochę. Nie stałam
tak długo, K. przez chwilę się zakręcił w kuchni ale zaraz
wrócił i kazał mi wyjść. Nie- to że był w kuchni nie oznacza,
że przyszedł z łyżką ;) Do łask wrócił Nasz bambusowy kijek,
którego w sumie już dawno nie używaliśmy. Oparłam się o biurko
i zaczęło się. Przy pierwszym uderzeniu nie było tak źle. O
wiele gorzej było przy następnych, które spadały raz za razem.
Sama nie wiem czy pierwszy słyszałam świst czy czułam
uderzenie... :) To były bardzo dotkliwe uderzenia; czułam przeszywający
ból i pieczenie. Nie ruszałam się, nie chciałam żeby kij trafił
w inne miejsce niż pupa. Znowu zrobiło mi się gorąco a kolana
zaczęły się uginać. Wiedziałam, że będą pręgi, czułam jak
miejsca uderzenia zaczynają puchnąć. Jednocześnie zaczęło mi
się robić bardzo błogo, już dawno byłam podniecona, ale to co się
teraz działo z moją cipeczką było cudowne. Nagle przestał, ale
przyłożył kijek do mojej pupy i powiedział: - Ostatnie trzy. I
momentalnie poczułam pierwsze uderzenie. Następne jeszcze
mocniejsze. Zacisnęłam ręce i poczułam trzecie najsilniejsze.
Koniec. Pozwolił mi wstać. Pomasowałam sobie pupę a zaraz po
mnie zrobił to K. :) Pulsowała i było mi bardzo przyjemnie. - No
to chyba o to Ci chodziło? :) - No prawie... Chodź w końcu na ten
dywan... :)
Cassy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz