poniedziałek, 25 czerwca 2012

Nie bądź taki szybki bo... ja to wykorzystam :)

Dzień jak każdy inny. Nie mieliśmy żadnych planów. Chodziłam sobie i śpiewałam: " Przecież zwykły dzień to nie koniec świata...", "Przecież zwykły dzień dobrze się układa..." Stopniowo coraz głośniej żeby wyraźnie dać mojemu K. do zrozumienia, że mi się jednak zaczyna nudzić. Pozwolił abym tak się jeszcze powygłupiała przez chwilę po czym powiedział: - No dobra, lanie chcesz? :) - A właśnie, że nie chce... chce coś innego. Oko Mu się zaświeciło, wiedział co mam na myśli, od razu jakiś taki bardziej żywy się zrobił, żeby nie powiedzieć "ruchawy"... :D Ale ja miałam ochotę na mocniejsze doznania. - Dawaj na podłogę i bardzo brutalnie rób co Ci się żywnie podoba, poinstruowałam mojego K. Kilka sekund później leżałam już na dywanie, zupełnie naga. - Zwiąż mnie mocno, sznurek jest w szafie. K. nawet nic nie powiedział, wstał pośpiesznie i przyniósł Nasz sznurek. Zaczął mi wiązać ręce. - Dawaj do kaloryfera i mocniej! Uśmiechał się tylko i kombinował ze sznurkiem. - Wiesz co czekaj, pokaże Ci jak można fajnie związać, weź to odplącz. Zrobił jak powiedziałam i zaczęłam tłumaczyć Mu jakiego to sposobu się ostatnio nauczyłam. Niestety nie wychodziło takie pokazywanie w powietrzu, wiec zaproponowałam: - To daj ręce pokaże Ci, to jest tylko kilka ruchów. Całkiem sprawnie mi poszło, raz, dwa i wszystko było gotowe. - A teraz spróbuj rozwiązać. K. zaczął się szamotać i strasznie niezgrabnie Mu to wychodziło :) - Zaciska się coraz bardziej, skąd Ty się tego nauczyłaś? - W internecie wszystko można znaleźć, im bardziej się szarpiesz tym mocniej się zaciska, a odwiązuje się tak banalnie, że aż śmiesznie :) - Jak? - Kombinuj... :) I tak, tak właśnie tak Go zostawiłam :) Przywiązanego do kaloryfera :) Postanowił, że dowie się jaki jest sposób na odwiązanie tego dzieła. Nawet prawie na to wpadł tylko że... sam nie mógł  tego sprawdzić. Po chwili zaczął się już denerwować, no w końcu nastawił się na coś innego niż siedzenie na dywanie ze związanymi rękami :) Och jakie to było pięknie wredne! Pewnie byłby bardziej czujny gdybym ni stąd ni zowąd wyskoczyła z tym sznurkiem ale w takiej namiętnej sytuacji... :) Wiem, wiem to bardzo wredne, złośliwe i w ogóle :) Nie w głowie mi było szybko Go oswobodzić. I naprawdę może powinnam się bardziej hmm ukierunkować na sztukę jaką jest bondage, bo wiązanie było bardzo dobre aż byłam z siebie dumna :) - Nie no, nie dam rady tego odwiązać, prędzej wyrwę ten kaloryfer, denerwował się K. Ale służyłam Mu dobrą radą: - Wiesz jak królik wpadnie w potrzask to potrafi sobie odgryźć łapę... No może darujmy sobie rękę ale sznurek możesz przegryźć... :) - Aaaa ale Cie dorwę! - Ciekawe jak... - Poważnie Ci mówię, ten sznurek się już mocno zacisnął... - Nie trzeba było się szarpać... - Sama mi kazałaś! - Ja? :> Oczywiście na tym wcale nie koniec, przecież dopiero zaczęłam Go drażnić... - Hmmm ciekawe kto tam jest na gg... Kurcze cienko, to może na czacie... O! Jest M! I zaczęłam rozmowę :) K. już troszkę szybciej oddychał, hmmm denerwował się? :) Za chwilę powiedział: - No dobrze ja wiem, że Ty tak specjalnie mnie drażnisz, ale już wystarczy. - Hahahahahahaha wiesz, że M. Pisze, że........ hahahahaha, no nie mogę... Chyba nikt nie lubi jak się go ignoruje... ;) Za chwilę wstałam i podeszłam do K. przytuliłam Go i powiedziałam: - Chyba Ci się tutaj troszkę nudzi co...? -Yhym. -To ja Ci zapewnię rozrywkę! I zaczęłam Go łaskotać :) Tak śmiesznie się wiercił... :) I znowu odeszłam. Rozmawiałam w najlepsze na czacie i nagle usłyszałam: - Naprawdę mi już ręka sinieje.. - O nie! To tak nie może by! Wykrzyknęłam. Podeszłam do K. i zaczęłam Go odwiązywać. - No wiedziałem, ze Cię przekona moje dobro :) - E tam! A czym byś mnie bił?! :) - O Tyyy! Akurat uwolniłam Mu ręce i zaczęłam uciekać :) Nie było za bardzo gdzie więc szybko mnie dorwał :)
Przerzucił mnie przez kolano prawie tak samo brutalnie jak wtedy na dywanie :) I zaczął bić. Łatwo było nie miałam nic na sobie. I to mocno bił. Zrobiło mi się momentalnie gorąco. Pupa zaczęła szczypać a po chwili pulsować. A On bił jakby coraz mocniej. Wierciłam się i popiskiwałam, ale nic z tego, wcale nie było lżej. A nawet odwrotnie bił szybciej czyli odczuwałam to mocniej. Tego dnia jakoś wyjątkowo wrażliwa byłam na ból. Ale co ja bym miała nie dać rady? :) Walczyłam sama ze sobą żeby się nie ruszać a tym samym pokazać, że nic sobie z tego nie robię. Ale K. bił tak mocno i szybko, że ledwo dawałam radę. Dłonie mi się spociły jak zawsze i było coraz bardziej gorąco. K. rozkładał uderzenia po całej pupie a czasami i udach więc miało co pulsować :) Pomyślałam, że zaraz Go ugryzę to może przestanie chociaż na chwilę ale zanim zdążyłam to zrobić kazał mi wstać. 'Oho, oho, oho' pomyślałam pewnie będzie pas. No i oczywiście, że tak było. K. kazał mi się oprzeć o łóżko, złożył pas i zaczął bić. Ale nie bolało mnie to już jakoś szczególnie, przynajmniej na początku :) Zauważył, że nie rusza mnie to, więc zaczął uderzać mocniej. Dużo mocniej. Kolana zaczęły mi się uginać, pojękiwałam troszeczkę ale twardo stałam nadal. Czułam jak mocno pulsuje mi pupa i wyobrażałam sobie jak bardzo musi być czerwona. K. przestał na chwilę, przeszedł na drugą stronę i znowu zaczął bić. Ból stawał się już powoli nieznośny. Zaczęłam kręcić trochę pupą, ale nic to nie pomogło. Nagle poczułam jeszcze mocniejsze uderzenie, po nim kolejne i jeszcze jedno. Aż się zdziwiłam i wyprostowałam. - No to jak już stoisz normalnie, to może sobie teraz postoisz trochę w kącie. - Jak mnie tam zaniesiesz... I faktycznie złapał mnie i zaniósł do kąta! :D Mogłabym się jeszcze wtedy spierać, targować ale rozśmieszyło mnie to, więc już grzecznie się poddałam :)
Stałam w kąciku cichutko i wiedziałam dobrze, że to na peeewno nie koniec. Pomacałam sobie pupę, oczywiście żywy ogień i ochłonęłam trochę. Nie stałam tak długo, K. przez chwilę się zakręcił w kuchni ale zaraz wrócił i kazał mi wyjść. Nie- to że był w kuchni nie oznacza, że przyszedł z łyżką ;) Do łask wrócił Nasz bambusowy kijek, którego w sumie już dawno nie używaliśmy. Oparłam się o biurko i zaczęło się. Przy pierwszym uderzeniu nie było tak źle. O wiele gorzej było przy następnych, które spadały raz za razem. Sama nie wiem czy pierwszy słyszałam świst czy czułam uderzenie... :) To były bardzo dotkliwe uderzenia; czułam przeszywający ból i pieczenie. Nie ruszałam się, nie chciałam żeby kij trafił w inne miejsce niż pupa. Znowu zrobiło mi się gorąco a kolana zaczęły się uginać. Wiedziałam, że będą pręgi, czułam jak miejsca uderzenia zaczynają puchnąć. Jednocześnie zaczęło mi się robić bardzo błogo, już dawno byłam podniecona, ale to co się teraz działo z moją cipeczką było cudowne. Nagle przestał, ale przyłożył kijek do mojej pupy i powiedział: - Ostatnie trzy. I momentalnie poczułam pierwsze uderzenie. Następne jeszcze mocniejsze. Zacisnęłam ręce i poczułam trzecie najsilniejsze. Koniec. Pozwolił mi wstać. Pomasowałam sobie pupę a zaraz po mnie zrobił to K. :) Pulsowała i było mi bardzo przyjemnie. - No to chyba o to Ci chodziło? :) - No prawie... Chodź w końcu na ten dywan... :)


Cassy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz