Nuda, melancholia, nostalgia. Ile można
pracować? Dobra wytrzymam to tylko ten tydzień... Nie no nie
wytrzymam, która to już godzina? Dzwonie. Nie ma zasięgu... czyli
jest w pracy, tam nigdy nie ma zasięgu. Oczy
mnie już bolą, od komputera oczywiście. Co z tego, że mam
ergonomiczne stanowisko hmm "pracy". Czyli czytać też nie
dam rady. Co za męki, co za bóle, co za żale. Idę umyć naczynia.
Nie będę się spieszyć. Kiedy jestem sama zawsze prowadzę
wewnętrzny monolog. Świruje? Nie, nie sądzę. To chyba całkiem
normalne, zwłaszcza, iż jestem jedynaczką i często, nawet bardzo
często sama sobie byłam towarzystwem.
Myje
naczynia, odkładam łyżki na swoje miejsce i... patrzy na mnie.
Brązowa, drewniana łyżka. W sumie nigdy nie używana do niczego
innego jak do spankingu. Zawsze plącze się w tej szufladzie i
przeszkadza. Przez myśl błyskawicznie przeleciały mi słowa:
" ... ale jak bijesz na przykład pasem nie masz takiej kontroli
nad tym co ona czuje, co innego jest łyżką albo szczotką...".
Robię szybki rachunek: Łyżką zwykle boli najbardziej, łyżka
zostawia ślady, łyżka nie jest aż tak głośnym narzędziem,
łyżka bardzo na mnie działa; dlaczego? Kojarzy mi się z
dzieciństwem i z tym jak chodziłam na strych- w wiadomym celu.
Łyżką nie trzeba mocno uderzyć żeby zadać ból, można go
odpowiednio dawkować, ma się nad tym pełną kontrole... Hmmm
zrobiłam kółko do wspomnianego cytatu. Biorę ją do ręki, serce
zaczyna mi bić szybciej. Kieruje w stronę pupy. Zatrzymuje się i
znowu w mojej głowie pojawia się gonitwa myśli: Zrobić to? Nie
zrobić? Nie no, nie muszę, przecież mam K. który zrobi to
chętnie. Ale co mi szkodzi? Czy to coś złego? Nie wytrzymam... Ale
jeśli to zrobię podniecę się jeszcze bardziej, a i tak mam już
mokro. I co wtedy? Jajeczko wibrujące? Nie, już lepiej poczekam na
K. Ale nie wiem ile muszę jeszcze czekać... Jeśli się teraz uderzę
automatycznie "przypomnę" sobie jaki to ból, a wtedy nie
będę tak "zaskoczona" kiedy zrobi to K. Cóż poczekam na
Niego. E tam! Uderzyłam się raz. I następny z drugiej strony. Jak
mogło mnie to kiedyś kręcić? Przecież to w ogóle od samej
siebie nie boli. Pewnie mocniej muszę. Następne dwa razy.
Mocniejsze. Poczułam już bardziej ale co z tego jak jakoś tak...
hmmm.... nijak. I dobrze. Przyjdzie K. to zrobi to jak trzeba. Będzie
zmęczony ale do lania łyżką nie potrzeba dużo siły. I jest już
późno, więc nie będzie tak słychać jak pasa, szczotki,
paletki...
Dzwoni!
W końcu!
-
Idę już do domu Kochanie
-
O
to świetnie, bo ja już czekam i czekam...
-
Nie miałem zasięgu jak zwykle, a dzwonił do mnie M. Teraz już
nie będę do Niego dzwonił jest za późno, co nie?
-
Chyba już lepiej jutro
- A wysłałaś Mu tego maila z rysunkami, prawda?
- No pew... nie, nie wysłałam.
- Co? Ale poważnie pytam
- Mówię, że nie wysłałam i chyba wiesz dlaczego tego nie zrobiłam.. :)
- To pewnie dlatego On do mnie dzwonił... ale ja Mu obiecałem, że dostanie to do 15 mówiłem Ci...
- Hmm no to mamy problem
I rozłączyłam się. Pewnie jest teraz zły. Chociaż znając Go bardziej zawiedziony ale jak dostanie łyżkę do ręki to na pewno ją wykorzysta. Nasłuchuje, wchodzi po schodach. Stanęłam na przeciwko drzwi z łyżką w ręku. Brzęk kluczy i drzwi się otworzyły. Po Jego wzroku było widać- zawiedziony. Ale i zły. Udało się. Zagrywka w "otwarte karty" przyniosła zamierzony skutek. W innym wypadku pewnie domyśliłby się, że oszukuje żeby dostać. Ale kiedy wprost twierdzę: nie, nie wysłałam, po to właśnie żeby dostać lanie, to już bardziej można uwierzyć, iż faktycznie tego nie zrobiłam. Zawsze też zostawiam sobie koło ratunkowe. Gdyby jakimś cudem wydało się, że oszukuje, to przecież oszukuje a za to chyba też należy się kara? :)
- A wysłałaś Mu tego maila z rysunkami, prawda?
- No pew... nie, nie wysłałam.
- Co? Ale poważnie pytam
- Mówię, że nie wysłałam i chyba wiesz dlaczego tego nie zrobiłam.. :)
- To pewnie dlatego On do mnie dzwonił... ale ja Mu obiecałem, że dostanie to do 15 mówiłem Ci...
- Hmm no to mamy problem
I rozłączyłam się. Pewnie jest teraz zły. Chociaż znając Go bardziej zawiedziony ale jak dostanie łyżkę do ręki to na pewno ją wykorzysta. Nasłuchuje, wchodzi po schodach. Stanęłam na przeciwko drzwi z łyżką w ręku. Brzęk kluczy i drzwi się otworzyły. Po Jego wzroku było widać- zawiedziony. Ale i zły. Udało się. Zagrywka w "otwarte karty" przyniosła zamierzony skutek. W innym wypadku pewnie domyśliłby się, że oszukuje żeby dostać. Ale kiedy wprost twierdzę: nie, nie wysłałam, po to właśnie żeby dostać lanie, to już bardziej można uwierzyć, iż faktycznie tego nie zrobiłam. Zawsze też zostawiam sobie koło ratunkowe. Gdyby jakimś cudem wydało się, że oszukuje, to przecież oszukuje a za to chyba też należy się kara? :)
K.
popatrzył na mnie, na łyżkę i nie ściągając płaszcza ani
butów złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju. Cipeczka
natychmiast dała o sobie znać. Wskazując mi łóżko rzucił tylko
chłodne: - Oprzyj się. Zrobiłam tak a On opuścił mi spodenki i
majteczki. Wyciągnął łyżkę z mojej dłoni, bo wciąż ją
trzymałam i poczułam pierwsze uderzenie. Nie było mocne ale
bolało. Za chwilę drugie, takie samo. Ja to nazywam badaniem
terenu. Widząc, że nie rusza mnie to zbytnio zaczął bić szybko
co jest najboleśniejszą z możliwych opcji. Bolało, wiedziałam, że
na pewno będą ślady. Piekło, szczypało ale było przyjemnie,
zwłaszcza między moimi nogami. Zaczęłam kręcić się,
podskakiwać, nic to nie dało K. ciągle bił, w ogóle nie zwracał
na to uwagi. Było mi gorąco, czułam jak pupa pulsuje, czułam też
coraz bardziej dotkliwy, piekący ból. K. zaczął bić mocniej,
zaskoczyło mnie to więc oderwałam ręce od łózka i wyprostowałam
się. Ale wróciłam zaraz do poprzedniej pozycji. Poczułam wtedy
kolejne szybkie uderzenia ale znacznie niżej, co bolało jeszcze
bardziej, więc uciekałam pupą i wierciłam się jak mogłam. K. nie
mówił totalnie nic. Czyli był naprawdę zły. Super :) Ale moje
wiercenie się zaczęło być dla Niego irytujące, więc usiadł szybko na
łóżku i przerzucił mnie przez kolana. Sam ten moment jest dla mnie
równie podniecający jak samo lanie. Zakleszczył mnie między
nogami. Bardzo rzadko to robi. Zaczął bić szybko ale lżej.
Podskakiwałam a jakże, dłonie mi się pociły, pupa była gorąca
jak ogień. Zwolnił. Ale zaczął uderzać znacznie mocniej. No tak
"ma pełną kontrolę" świetnie, lubię to. Bolało już
bardzo mocno, ale ja mam taką swoją teorię, że im dłużej bije
tym dłużej mogę wytrzymać, w końcu i do bólu w którymś momencie
można się "przyzwyczaić". Już się nie wierciłam,
zresztą nie miałam jak, pojękiwałam tylko cichutko. Przestał.
Dotknął mojej pupy. Pogłaskał. - Wstań. Wstałam a Ona zaraz za
mną, w końcu ściągnął płaszcz i buty. Wrócił do pokoju,
popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i powiedział: - Wiesz co to ja wyśle te rysunki teraz i
napisze smsa do M. że nie mogłem wcześniej bo coś tam,
coś tam... - Ech...to powiem Ci zanim sam zobaczysz, bo już nie wytrzymam, że trzeba było sprawdzić swoją pocztę czy
wysłałam czy nie, a potem się martwić :) Przecież jasne, że
wysłałam, nawet poprawiłam kilka rysunków w photoshopie żeby były
wyraźniejsze :) K. nie odzywał się przez kilka sekund. W końcu
przemówił: - I ja się dałem nabrać... zmęczony jestem to pewnie
przez to... - No i co będziesz tak stał teraz? Ty mi tak wierzysz a
ja Cię tak oszukuje...hmm? :) - Mało Ci? :) Masz już ślady,
widziałaś? - Apetyt rośnie w miarę jedzenia :) Wiedziałam, że i
tak już mnie nie zbije i liczyłam w sumie na coś innego. Jest
bardzo opanowany i drażnić Go nie jest łatwo, ale a nuż widelec
się uda ;) K. uśmiechnął się podszedł do mnie złapał mnie za
uszko, mocno złapał i zaprowadził do kąta. Ooo tego było mi
trzeba. Nie mówił nic o tym jak mam trzymać ręce, oboje byliśmy
już zmęczeni. W kącie nie stałam długo. K. w tym czasie wziął
prysznic, wrócił i pozwolił mi wyjść. Pupa ciągle pulsowała,
była gorąca ale to było bardzo miłe uczucie. Poszliśmy spać.
K. cała noc trzymał dłoń na mojej pupie, jak zawsze zresztą a
kiedy tylko obróciłam się do Niego plecami atakował moją dziurkę,
tak tą w pupie, "przez sen" oczywiście :)
Cassy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz