poniedziałek, 25 czerwca 2012

A taki zwykły, nudny dzień...

Siedziałam i nudziłam się okropnie, mojego K. Nie było. Pomyślałam, że fajnie by było pobawić się jak wróci. Ale jak to zrobić żeby miał powód żeby mnie ukarać... Smsy? Nie, ile można w kółko to samo. Może jak tylko wejdzie to od progu Go zdenerwować? Też nie, już nie raz tak robiłam. A może On sam coś wymyśli? No właśnie 'może' czyli nie wiadomo... I w sumie siedziałam tak dalej i nic nie wymyśliłam.
W końcu wrócił, zjedliśmy obiad. Zauważył, że jestem jakaś markotna więc zaczął wypytywać co się stało. I sęk w tym, że nic się złego nie stało, tylko sama nie wiedziałam co mi jest. Ale K. Widział, że jestem ciągle osowiała, że sama nie wiem czego chce. W pewnym momencie zapytał: - A może Tobie trzeba pupę zbić? Ja nic nie odpowiedziałam chociaż serce zabiło mi mocniej i tylko wzruszyłam ramionami. - Może jednak co? I znowu wzruszenie ramionami z mojej strony. - A masz ochotę na zabawę? Znowu nic nie odpowiedziałam tylko zrobiłam minę, która oznaczała: 'czemu nie'. I tak K. Upewniając się, iż mam ochotę przejął inicjatywę w swoje ręce. Bez zbędnych ceregieli przełożył mnie przez kolano i ściągnął mi spodenki i majteczki. Zaczął od delikatnych klapsów. Bił powoli i dużo głaskał moją pupę. Ja oczywiście robiłam się coraz bardziej mokra ale to był dopiero początek. K. Zaczął bić mnie mocniej i szybciej. Zaczęłam się lekko wiercić ale nie upominał mnie wcale tylko bił dalej. Kiedy zaczęłam się już naprawdę mocno wyrywać przytrzymał mnie mocno i dał kilka naprawdę mocnych klapsów. Pupa już mi dawno pulsowała i była gorąca. Leżałam już w miarę spokojnie, cicho pojękując a K. Ciągle bił. Jak zawsze robił to dokładnie; bił cała pupę zahaczając też o uda. W ten sposób cała pupa była czerwona, a i On nie bił mnie ciągle w jedno miejsce więc nie było siniaków. Pomyślałam: 'Ile On jeszcze będzie mnie bił? Już to długo trwa...' Ale tak naprawdę bardzo lubię kiedy lanie jest nie tyle bardzo mocne co długie. Wtedy z każdą chwilą robię się coraz bardziej podniecona, czuja jak moja cipeczka wariuje. Czuje wtedy też, że to jest kara a jak już wiadomo wszem i wobec- lubię czuć, że zostałam ukarana. K. Nie przestawał a ja już nawet nie miałam mokro ale wręcz ślisko. Zaczęłam się lekko wypinać żeby włożył mi palce do dziurki ale akurat przestał. Pupa była naprawdę bardzo pulsowała.
K. Pozwolił mi wstać. Złapałam się za pupę- była gorąca jak mało kiedy. Z tego co udało mi się zobaczyć i z tego co mówił K. Była też mocno czerwona. Nie chciałam marnować czasu na patrzenie do lustra ;) Dotknęłam też swojej cipeczki a palec sam wślizgnął mi się do dziurki. K. Widząc to złapał mnie za rękę i ponownie przełożył prze kolano. I znowu mnie bił ale dużo słabiej niż poprzednio. Ale tym razem zaczął zahaczać o moją dziureczkę. Wypinałam się jak mogłam żeby tylko jej dotknął. K. Jednak głaskał mnie wszędzie tylko nie tam doprowadzając mnie do szału podniecenia. Leżałam tak na Jego kolanach a On tak mnie "torturował". Czasami kiedy zaczęłam się za bardzo wiercić czy złościć dawał mi klapsa lub ciągnął mnie za uszko. W końcu stało się to na co czekałam i K. Zaczął dotykać moją cipeczkę i wsadzać palce do dziurki. Sam się chyba zdziwił, że mam tam tak bardzo mokro :) Pieścił palcami jednej ręki moją dziureczkę, natomiast palec drugiej ręki zaczął wkładać do mojej drugiej dziurki- czyli tej w pupie. Jego klapsy i ogólnie całe lanie bardzo mnie rozluźniło więc i z tym nie było problemów. Było mi bardzo przyjemnie i byłam ogromnie podniecona. Co do K. To czułam tylko pod brzuchem jak leże na czymś coraz bardziej twardym :) Już prawie dochodziłam więc dałam Mu znak żeby we mnie wszedł. Zrobił to w mgnieniu oka, a ja prawie natychmiast doszłam. Następne moje orgazmy były równie silne jak pierwszy i przychodziły dosłownie jeden po drugim. K. Widząc jak bardzo szczytuje, sam doszedł i to równo z moim kolejnym orgazmem. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę. A między czasie K. Zrobił mi jeszcze dobrze ręką :) Ale i tak już wiedziałam, że to za mało dla mojej cipeczki i że na tym się dzisiaj nie skończy.... :)

Cassy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz